przez redorange666 » 26 wrz 2014, o 13:30
Hanysi kontra Gorole
Hanysi kontra Gorole To nie mieszkańcy Śląska i Zagłębia są powodem "wojny" miedzy tymi regionami, ale urzędnicy, którzy zacierają odmienny charakter regionów i powodują tym opór mieszkańców. Różnice pomiedzy regionami są naturalne, a sztuczne ich zacieranie skutkuje wzmaganiem się antagonizmów. zapraszamy do lektury ciekawego artykułu Zuzki pt. "Hanysi kontra Gorole" (Interia360.pl, 2008-04-02):
To nie będą przemyślenia historyka, socjologa czy też politologa lecz przeciętnej mieszkanki Śląska, która urodziła się na nim, wychowała, żyje i zna przyczyny niechęci Ślązaków do tych osób, które nie pochodzą z ziemi śląskiej.
Niedawno miałam okazję przeczytać artykuł "Ślązacy to pijacy!", w którym autor m.in. zastanawia się: Śląsk nie lubi Zagłębia, bo... no właśnie, bo co? Ciekawe kto jeszcze się orientuje skąd taki ostry podział. Młodzież tych regionów, która pała do siebie nawzajem nieuzasadnioną nienawiścią najprawdopodobniej nie zna historii i nie wie od czego się te wszystkie uprzedzenia zaczęły. Czemu więc niechęć trwa?(...) Tego nikt nie wie, ale przynajmniej tradycja została podtrzymana.
Tekst ten sprawił, że i ja przystanęłam nad tym tematem. Ale nie myślę o tym ani od dziś, ani od wczoraj. Te myśli powracają często, ponieważ z racji mojego pochodzenia nie jeden raz mogłam obserwować zachowania, wynikające z niechęci a nawet z nienawiści rodowitych Ślązaków do ludzi, którym nie było dane urodzić się na Śląsku. Żeby być sprawiedliwą, muszę dodać, że ta wrogość bywa obustronna.
My-Hanysi, Wy-Gorole
Być może nie wszyscy wiedzą, co znaczy słowo "Hanys". To nikt inny jak mieszkaniec Górnego Śląska. Pierwotnie miało to być określenie obraźliwe, niejako sugerujące pochodzenie niemieckie (Hans - odpowiednik polskiego Jana). Jednak na tyle przyjęło się ono wśród Ślązaków, że dziś każdy z nich powie o sobie z dumą: Hanys. Od dawien dawna są więc Hanysi i reszta Polaków, zwanych "Gorolami". Słowo "gorol" narodziło się na Śląsku półtora wieku temu. Wtedy określało przybyszów z gór (górole) a dziś generalnie określa wszystkich nie-Ślązaków.
A on jest "krojcokiem"!
Między Hanysem a Gorolem jest jeszcze ktoś pośrodku - "krojcok", czyli pół-Ślązak, pół-gorol. Takie przypadki są o tyle szczególne, że bywają owocami związków dwojga ludzi, którym często na drodze do szczęścia stają właśnie uprzedzenia Ślązaków do "obcych". Nie trudno się domyślić, że w takim wypadku "ofiarą" jest gorol, który zdecydował się zostać nowym członkiem śląskiej rodziny.
Znam wiele przypadków, często tragicznych, kiedy młode żony czy też mężowie boleśnie odczuwali niechęć nowego otoczenia. Spędziłam wiele godzin na rozmowach z bardzo bliskimi mi osobami, wysłuchując historii, które potrafiły przyprawić o ból głowy. Gorolowi w śląskiej rodzinie czasem jest bardzo "pod górkę". Jest dyskryminowany, piętnowany, upokarzany, uważany za kogoś gorszego. Bywa, że mimo wielu lat spędzonych na Śląsku nigdy nie zostaje zaakceptowany jako "swój". Celowo używam tu czasu teraźniejszego. Zjawisko to na szczęście nie jest już tak silne jak kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu ale niestety wciąż można się z nim spotkać.
Dlaczego Ślązacy nie lubią "Goroli"?
Historia odcisnęła na Ślązakach ogromne piętno - odkąd sięgnąć pamięcią, Śląsk wciąż musiał o coś i z kimś walczyć. W XVI w. łupiony był przez wojska carskie a w następnym wieku stał się własnością Prus. To zapoczątkowało wieloletnią germanizację. II wojna światowa sprawiła, że Śląsk znalazł się pod władzą niemiecką. Po wcieleniu go do Rzeszy, masowo wpisywano jego mieszkańców na niemiecką listę narodowościową, wcielano ich przymusowo do Wehrmachtu, prowadzono brutalną walkę z językiem polskim i wszelkimi przejawami polskości. Ślązacy byli przetrzymywani w więzieniach i obozach karnych, przesiedlani i mordowani.
Po zakończeniu wojny problemy Ślązaków jednak nie zniknęły. Ludnością śląską postanowiły zająć się władze PRL. Uznając ją za zgermanizowaną, wysiedlono w ciągu kilku lat kilkaset tysięcy Ślązaków. Wielu z nich było prześladowanych w kraju lub wywożonych do niewolniczej pracy w ZSRR. Próbowano również walczyć ze Ślązakami poprzez zakaz używania śląskiej gwary w szkołach, a także w urzędach, w których na domiar złego na wysokich stanowiskach obsadzano napływowych mieszkańców z Zagłębia. Ślązacy żyli w poczuciu odrzucenia przez resztę rodaków, nazywani "szwabami", "hitlerowskimi synami", traktowani byli jak nie-Polacy.
Czy powyższe wydarzenia nie są dostatecznym powodem, żeby Ślązacy czuli się pokrzywdzonymi i odrzuconymi przez resztę kraju? Czy to nie jest wystarczający powód, żeby poczuć niechęć do Goroli? Żeby izolować się od nich? Żeby narodziła się świadomość odrębności?
Śląsk Czarny kontra Czerwone Zagłębie
Jeśli mówimy już o niechęci Ślązaków, to chyba powinniśmy położyć szczególny nacisk na ich stosunek do Zagłębia Dąbrowskiego. Co sprawiło, że mieszkańcy sąsiadujących ze sobą dwóch krain, które dzieli jedynie rzeka, byli sobie tak wrodzy? I są niestety nadal.
Śląsk to ogromne przywiązanie do tradycji, do rodziny, to etos pracy, to bogata kultura. Śląsk to obchodzone Urodziny (podczas gdy reszta kraju świętuje Imieniny), to rozśpiewane biesiady piwne (nie mające nic wspólnego z pijaństwem), to wyjątkowa gwara (dla reszty kraju twarda i nieprzyjazna), to gra w "skata" z niemieckojęzycznymi komendami (kolory kart to herce, szele, krojce i griny), to tradycyjne, niedzielne, rodzinne obiady (klasyka to: rosół, modro kapusta, kluski śląskie i rolada), to wyjątkowe hodowle gołębi.
Przekraczamy rzekę Brynicę i trach! Inny świat - Zagłębie Dąbrowskie, zwane też Czerwonym Zagłębiem, zapewne w celu podkreślenia silnego związku z ruchem robotniczym i z tak samo silne lewicowymi wpływami już od XIX wieku. Zagłębie, to tak inna od śląskiej kultura, ukształtowana odmiennymi wpływami, począwszy od czasów zaborów a skończywszy na "dekadzie gierkowskiej". Właśnie - chyba największy wpływ na negatywny stosunek Ślązaków do Zagłębia miały czasy PRL-u, kiedy to postanowiono zlikwidować różnice między tymi regionami, zgodnie z polityką partii pod przewodnictwem I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka, pochodzącego zresztą z Zagłębia.
Starsi Ślązacy pamiętają prawdziwy zalew mieszkańców z całej Polski, którzy przyjechali "za chlebem" na Śląsk. Osiadali się oni jednak głównie w Zagłębiu, które stało się istnym zbiorowiskiem reprezentantów różnych województw. Miało się wrażenie, że nie ma tam autochtonów, a jedynie są przyjezdni. Przy tym w większości byli to ludzie ze wsi. Przyjeżdżali pracować na Śląsk skuszeni propozycją wysokich zarobków i różnych przywilejów. Część z nich zostawała na stałe, inni jednak przyjeżdżali tylko, aby zimą "dorobić", a wiosną wracali na swoje gospodarstwa. Często przeprowadzano akcje werbunkową na terenie całego kraju, polegającą na zachęcaniu młodych ludzi z biedniejszych wsi, aby przyjeżdżali na Śląsk, który zagwarantuje im godziwy byt, lokum, wykształcenie. I to działało.
To jednak nie miało pozytywnego wpływu na relacje z rdzennymi Ślązakami. Dlaczego? Mieli oni poczucie, że odbiera im się miejsca pracy, o kierowniczych stanowiskach mogli zapomnieć, ponieważ obsadzano nimi Zagłębiaków, młode małżeństwa w nieskończoność mogły czekać na mieszkania, podczas gdy "napływowi" w zamian za to, że przyjechali pracować w kopalniach czy hutach, otrzymywali od ręki własny kąt w hotelach robotniczych, a w wypadku całych rodzin znajdowały się dla nich mieszkania. Mówili inną gwarą, mieli inne zwyczaje, byli innymi ludźmi, a to dla Ślązaków żyjących w nieco hermetycznym świecie, było trudne do zaakceptowania. Powody niechęci Ślązaków można by długo wyliczać.
Tych z "wulca" należało unikać
Hotele robotnicze zwane "wulcami" to odrębny temat. Były one nieodłącznym elementem większości śląskich osiedli. Omijało się je szerokim łukiem. Mieszkali w nich dość charakterystyczni ludzie. Można ich zawsze było poznać po typowym ubiorze (moda miastowa za "komuny" odbiegała dalece od wiejskiej), w tylną kieszeń spodni, niczym znak rozpoznawczy, koniecznie musiał być wsunięty wielki grzebień. Sam ubiór jednak nie przesądzał niczego.
O wiele gorsza była opinia, jaką cieszyli się owi ludzie. Hotele robotnicze były pełne samotnych mężczyzn, którzy daleko od swoich domów i rodzin, czuli się nad wyraz swobodnie. Ta swoboda w połączeniu z możliwościami, jakie dawało miasto i pieniędzmi, które gwarantowało zatrudnienie na Śląsku sprawiała, że "wulce" stawały się siedzibą pijaństwa i rozpusty. Kawalerskie życie jego lokatorów to była praca a po niej balanga. Wieczne awantury, głośne imprezy mocno zakrapiane wódką i osładzane jednoznacznym towarzystwem kobiet, ciągłe interwencje milicji - taki obraz (choć z pewnością nie do końca prawdziwy) utrwalił się Ślązakom, którzy zmuszeni byli sąsiadować z hotelami robotniczymi. Należy przypuszczać, że w dużej mierze właśnie ci przyjezdni "zapracowali" na niechlubną opinię o gorolach.
Żródło: wojewodztwoslaskie
Ostatnio edytowano 26 wrz 2014, o 15:33 przez
Hadassa, łącznie edytowano 1 raz
Powód: źródło