Cześć wam kochane kobietki!
Czytam sporo waszych wpisów, problemów i ze smutkiem stwierdzam, że ja muszę być wyjątkowo debilnym przypadkiem. Mimo, że mam zaledwie dziewiętnaście lat moje życie zatoczyło ogromny łuk. Moi biologiczni rodzice okazali się patologicznymi egoistami, dla których jedyną wartością jest ich własne 'ja'. Dlaczego zaczynam temat... Dlatego, że moja sytuacja to nie tylko problem z biologiczną rodziną. Rodzina mojego chłopaka okazała się mega ciepłą, uczuciową rodziną. Okazali mi bardzo dużo serca i wyciągnęli z bagna, w którym żyłam. Niestety, każda szczęśliwa historia ma swoje smutne oraz złe strony. Bardzo szybko okazało się, że matka mojego M. rywalizuje ze mną na wielu płaszczyznach w jego życiu, winą obarczając za to mnie. Walczyła jeśli chodzi o jego dyspozycyjność, jego czas czy jego wolne dni. Pochodzę z rodziny, w której dla ludzi nie ma wartości ale to, z tym żyję teraz otwiera mi szeroko oczy. Sytuacja ta trwa dalej, tylko jest zdecydowanie lepiej maskowana niżeli wcześniej i trudno jest ją wyłapać, niestety jestem takim człowiekiem, który to bardzo szybko łapie. Szczególnie jeśli później ja słyszę "Ty ze mną nie walcz, i tak nie wygrasz." lub "Nikt nie zna go lepiej niż ja, zawsze tak będzie. Pogódź się z tym albo znajdź sobie inne wyjście.". Niestety jedną z moich cech charakteru jest również zbyt szybkie wybaczanie i właśnie popełniłam tutaj wielki błąd. Myślałam, że jeśli mi pomogli to trochę rachunki między nami się zmieniają i w takiej sytuacji powinnam być wdzięczna, i jestem. Szczerze od serca. Właśnie ze względu na tę pomoc puściłam płazem i mimo uszu bardzo dużo docinek oraz nieprzyjemnych sytuacji... Tylko, że teraz ja zostałam z niczym. Według moich uczuć. Mój M. wycofał się, gdyż twierdzi, że nie daje rady wytrzymać z dwoma babami w domu. Ja go w pewien sposób rozumiem... Dlatego również w jednym z wątków pytałam o szacunek. Doszło do tego, że teraz każdy problem jest już naszym problem. A to co robimy obydwoje złe. Niestety matka mojego M. jest z zawodu psychologiem i absolutnie nic bardziej ludzkiego w takim przypadku do niej nie dociera. Wypomina spanie w jednym łóżku, przytulenie, dotyk dłuższy, dłuższy kontakt wzrokowy, a nawet zwykłego z pozoru buziaka. Ukrywamy się z czułościami i manewrujemy jak tylko się da... Tylko pojawił się nowy problem - zaczęła zbierać informacje od znajomych, ludzi z którymi przebywamy, jego brata... I wnioskuje z tego na swoją własną stronę... Już nie wiem co zrobić, by spokojnie, bez nerwów podejść chociaż do jednego poranka, który każdy jest strachem w duszy "będzie dobrze, czy nie". Dodam tylko, że to osoba, która najpierw musi siedzieć i myśleć, myśleć.. I dopiero jak sobie coś obmyśli mówi o tym, często już totalnie po fakcie i po całej sytuacji... Gdzie normalny człowiek już zapomina...