kartka napisał(a):Przez słabość rozumiem nie radzenie sobie z problemami, które często wcale nie są nie do przeskoczenia.
Z jednej strony odebranie sobie życia to odważny krok. Ale z drugiej... co to za odwaga, żeby uciekać od problemów w ten sposób i najczęściej zrzucać je na inne osoby? Mimo wszystko nie potrafię postrzegać samobójstwa jako aktu odwagi.
Uważam identycznie jak Had, zresztą już o tym w tym temacie pisałam. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, ile odwagi potrzeba, żeby zdecydować się na ten ostatni już krok, który definitywnie kończy wszystko...
Odnośnie nie radzenia sobie z problemami, które dla innych wcale nie są nie do przeskoczenia - wiesz, one tak wyglądają z Twojej perspektywy, mojej czy pewnie większości ludzi. Ale nie dla samobójców. Dla nich te problemy są właśnie nie do przeskoczenia. Nie można tego tak oceniać, że ktoś się zabił, a w gruncie rzeczy nie miał do tego jakichś "mocnych" powodów, bo dla mnie te jego problemy to pikuś. Dla mnie tak, ale nie dla niego. Każdy ma różną tolerancję dla przeciwności niesionych przez życie...
I jeszcze odnośnie Twojej rozmowy z lekarzem. Będziesz miała jeszcze z nim okazję? Bo ja bym się chętnie dowiedziała, jak rozmawiać z osobą, która daje samobójcze sygnały. Kiedy rozpoznać, że na pewno o tym myśli, a kiedy tylko gada dla samego gadania (spotkałam się z opinią, że część osób mówiących o zamiarach samobójstwa tak naprawdę o nim nie myśli, tylko chce zwrócić w ten sposób uwagę otoczenia). Widzisz, parę lat temu przeżyliśmy z mężem taką właśnie tragedię, która na pewien czas wywróciła nam życie do góry nogami, i jak tak sobie pomyślę, to gdybym znowu spotkała się z podobnymi "objawami" u innej osoby, nie wiem czy zareagowałabym inaczej niż wtedy, czy umiałabym zrobić coś więcej, czy byłabym w stanie powiązać nawet najdrobniejsze sygnały i rozróżnić, że to jest na serio...