Witam, chciałabym się was doradzić gdyż sama nie daje sobie z tym rady..
Proszę tylko o wyrozumiałość i postawienie się w mojej sytuacji..
Moje życie troszkę zmieniło się niestety tak też bywa w życiu każdego nas.. Chciałabym zaznaczyć iż nie jestem złą osobą ani jakakolwiek inną gdyż jestem ateistką proszę również nie oceniać mnie, mojego postępowania poprzez pryzmat religii. Jeśli chcecie możecie pisać śmiało, ale wołałabym abyście zbędne komentarze zostawiły dla siebie.
Może zacznę od tego gdy poszłam do pierwszej komunii miałam wątpliwości czy bóg istnieje..
Moja mama była ( a może dalej jest?) osobą która bardzo szanuje religię. Swoje wątpliwości co do wiary zawsze jej mówiłam, w jakiś sposób je szanowała.. Po 3 klasie przestałam uczestniczyć w życiu 'kościelnym' gdyż nie widziałam sensu chodzenia do kościoła.. Dalej go nie widzę..
Ale to jest tylko moje zdanie. Moja mama jakoś nie nalegała abym chodziła do kościoła z każdym 'naleganiem' abym poszła mówiłam po prostu NIE. Nie nalegała i jakoś to uszanowała.
Oczywiście musiałam pójść do kościoła ze względu na ~ chrzest/komunie/wesele kogoś bliskiego. Nie wyrażałam sprzeciwu, rozumiałam sytuacje i tak robiłam. Kolejnym okresem kiedy chodziłam do kościoła było moje bierzmowanie. Oczywiście mówiłam, że mi się to nie podoba i księża w mojej parafii przesadzają + '' to bierzmowanie'' nie jest mi potrzebne'' mama kazała mi pójść więc poszłam dla świętego spokoju..
Kiedy miałam matury byłam bardzo nerwowa.. nie spalam.. denerwowałam się, że nie zdam.. Nie poradzę sobie.. itp.
tabletki mi nie pomagały..
Lecz to nie jest problem.. Prawdziwy problem narodził dopiero się po mojej maturze..
Kiedy zdałam ostatnią maturę przyszłam do domu '' to teraz w niedziele trzeba iść do kościoła podziękować Bogu oraz Matce bożej za mądrość'' zrobiłam dziwna minę i jej powiedziałam ,, Nie mam zamiaru nigdzie iść i nikomu dziękować i przestań tak mówić''.
Przy wspólnym obiedzie Moi młodsi bracia o 6 lat również mieli wątpliwości co do 'religii' wcale im się nie dziwię ale pojęcie ich o tym jest niewielkie szczerze mówiąc to co oni mówili było głupie.. Nie dało się słuchać takie głupoty gadali.. No ale nieważne
Mama wzywała ich od głupich i kazała im przestać tak mówić. Mojemu tacie jest '' to rybka'' czy jest bóg czy nie ma. Nie chodzi do kościoła.
Ale kazał im ''zamknąć buzie'' i tak uczynili. Obsesja na punkcie kościoła mojej matki była coraz większa..
Pewnego dnia moja mama wróciła z zakupów, przyszłam do niej zapytać się aby w czymś jej pomóc. Przyniosła zakupy, poszła do ogrody wyrywać kwiaty.. Bratki i goździki gdyż jej zdaniem '' są to kwiatki tylko na cmentarz, przynoszą śmierć i nieszczęście temu kto je posiada''
Ku**a mać co z tego, że każdego roku je mieliśmy... Poszła wyrwała, powyrzucała.. Co ją te kwiatki kosztowały 500zł.. Zaczęłam wtedy się martwić napisałam do chłopaka, że coś jest z nią nie tak.. Następnie przyszła do domu zadzwoniła do koleżanki aby to samo zrobiła..
Następnie siadła na kanapie w salonie i się mnie zapytała:
*(mama) co robisz?
-(ja) Nic szczególnego, w czymś Ci pomóc?
* spokojnym opanowanym głosem zapytała się mnie -> zmienisz się?
- ale o co Ci chodzi w tym momencie nie bardzo rozumiem.
* pytam się czy się zmienisz..
- ale jak zmienię?
*no normalnie..
zaczęłam płakać.. jej opanowanie doprowadziło mnie do łez..
* Jesteś złym człowiekiem, siedzisz nic nie robisz, buntujesz rodzeństwo.. dokuczasz im.. masz ściąć włosy..
(Mam długie włosy.. Miałam problemy z hormonami.. Moje włosy aktualnie to 1/4 z moich gęstych.. Bolał mnie bardzo ten fakt.. Po zakończeniu hormonalnym włosy odżyły ale dalej mam problemy z ''brakiem okresu''... )
- daj mi spokój...
Poszłam do siebie.. zadzwoniłam do ojca..
- Tato przyjedź proszę Cie z mamą coś nie tak..
--- Dobra, niedługo będę..
Przyszła do mojego pokoju.. i zaczęła od nowa.. od tego pytania.. Myślałam, że zwariowała.. Zeszłam na dół.. Ona za mną.. nawrzucała mi obleg.. Byłam przerażona.. Zamknęłam się w łazience.. Dzwoniłam do ojca płakałam, dostałam napadu histerii.. Ona była pod moimi drzwiami kazała mi otworzyć.. Powiedziałam ojcu.. " tato.. mamie coś dolega chce mnie zabić.. proszę Cie pomóż mi..'' Do mojej babci nie mogłam się na nieszczęście dodzwonić.. Chciałam na pogotowie i na policje.. Ale nie zrobię to mojemu rodzeństwu.. Kazała mi otworzyć drzwi.. Powiedziałam jej, że tego nie zrobię.. Ubłagała mnie o otworzenie drzwi.. Kazałam jej aby odeszła 15 m od łazienki.. W rękach trzymała mój krzyż z bierzmowania..
* podejdź do mnie i go pocałuj..
- nie, odejdź ode mnie i daj mi spokój
Przypadkowo zadzwoniłam do ojca.. wszystko słyszał..
Moja matka zaczeła płakać.. mówiąc '' W TWOICH BRĄZOWYCH OCZACH WIDZĘ SZATANA, KTÓRY TOBĄ CAŁY CZAS MANIPULUJĘ JEŚLI NIE POCAŁUJESZ KRZYŻA ZABIJE CIĘ''
Zapytałam się jej jaką matką jest jeśli chce zabić własne dziecko.. zamknęłam się w łazience.. zaczęłam krzyczeć z przerażania.. płakać z rozpaczy.. mówiąc '' tato przyjedź.... proszę.. '' Moje ciało drżało z przerażenia.. poszła do kuchni.. CHCIAŁAM UCIEC.. WYJSC Z DOMU.. ALE NIE MOGŁAM CZEMU? Nie byłam ubrana.. nie miałam butów.. Nie mogłam wyjść z tej zjebanej łazienki bo ona była.. a co najgorsza.. jak przejść przez bramę automatyczną otwieraną bez butów..
Potem znowu zaczęła.. Kazałam jej zostawić na krześle ten krzyż.. i żeby znowu poszła w miejsce w którym była.. I wtedy kłóciła się ze mną.. podeszła do mnie.. pocałowałam ten spier... krzyż i zamknęłam się w łazience.. Wtedy kazała mi abym otworzyła drzwi.. Myśle no nie****bana.. czego jeszcze ode mnie chce.. Otworzyła drzwi byłam bezbronna.. nic nie mogłam zrobić.. Podeszła do mnie przytuliła się do mnie i powiedziała '' przecież własnego dziecka nie mogłabym zabić.. bardzo Cie kocham...'' Poszłam założyć buty.. ona do mnie że '' będzie dobrze zobaczysz...'' nawet nie wiecie co o niej myślałam przyjechał ojciec z pracownikiem.. ona do mnie.. '' POMOŻESZ MI ? '' powiedziałam, że nie i pobiegłam do ojca się przytulić płakałam.. Poszedł do niej i znowu te sama pytania.. Zrobił to co jemu kazała -> pocałował krzyż.. Kazał mi do babci dzwonić lecz nie mogłam się dodzwonić gdyż '' ścinali drzewo'' niczego nie słyszeli.. ojciec się dodzwonił.. Przyjechała razem z moim wujkiem ( jej bratem) rozmawiali z nią.. I niby chciała tylko się do mnie ''przytulić''. Potem Ojciec zadzwonił do psychoterapeuty umówili się z nią na wizytę tego dnia.. Pojechali i niby ma 'depresje psychoaktywną' a ja stwierdzam iż jest chora na schizofrenię. Dostała tabletki, źle się po nich czuła nie wiem czy to prawda czy nie. Jeśli diagnoza nie była trafna stwierdzam iż to jest schizofrenia inaczej jej zachowania wytłumaczyć nie mogę stwierdzam to po tym iż :
- nie zdaje sobie sprawy z tego iż jest chora, wytwory chorobowe, które pojawiają się w jej głowie uważa za realne przez co domawia leczenia.. Może też ukrywać to przed nami ( przede mną i moja rodziną) lub uczyć się jak kto ukrywać... niestety jest pielęgniarka i wie jak ukrywać rzeczy o których nie mamy pojęcia..
- omamy, że ktoś jej drzwi zamknął, że kwiatki są złe, Głos w głowie który mówi że osoby które ją otaczają są złe.. w szczególności zła osobą jestem ja..
- przekonania do katastrofy, Myśli,że jest posłańcem bożym. Pewnie myśli też, że ją 'zdradzamy' czy tez planujemy jakiś spisek..
- zaburzenia osobowości i nastroju, z normalnej osoby do zagorzałej katoliczki cierpiącej za grzechy innych.
Zaznaczę również, że jej pomagam i zawsze pomagałam.. Sprzątam, gotuję.. chodzę z nią również do koscioła.. byłam też u spowiedzi bardzo mnie prosiła... wiec poszłam i przyjechałam komunię.. ale tego dłużej nie wytrzymam.. nie mogę nawet z ojcem porozmawiać bo nas pilnuje :/
Nie wiem może jakieś rady? Nie wiem co o tym wszystkim myśleć...