Witam Was Kochane kobitki!
Na samym początku powiem kilka słów o zaistniałej sytuacji.
Otóż mieliśmy z moim narzeczonym brać ślub we wrześniu 2014 jednak ze względu na śmierć mojego ojca ślub ten został przesunięty na czerwiec tego roku a dokładnie na następną sobotę. Wszystko super, przygotowania praktycznie od ponad roku, suknia wybrana już dawno - we wtorek do odbioru, garnitur kupiony, ogólnie praktycznie wszystko załatwione, umówione, dogadane itd.
Jednak ostatnio zauważyłam że moja mama nie do końca potrafi poradzić sobie z tą sytuacją. Początkowo chyba nie zdawała sobie sprawy z tego że czas biegnie, że w końcu nastąpi ten moment w którym powiem sakramentalne "Tak" i wyprowadzę się z domu. Widzę po niej że nie umie znaleźć sobie miejsca. Ona mi bardzo pomaga we wszystkim, wspiera mnie ale widać że jest jej ciężko pogodzić się z myślą że jej ostatnie z dzieci wyfruwa niebawem z domu i ona zostanie sama.
A ja jestem osobą która bierze większość problemów na swoje barki i zaczynam siebie obwiniać stanem psychicznym mojej mamy. Są dni w których cholernie cieszę się że wychodzę za mąż, że moje życie się zmieni (poniekąd na lepsze z różnych względu ale to nie ważne), że będę mogła w jakiś sposób wreszcie decydować sama za siebie, że będę potrafiła podejmować własne decyzje. Ale są takie dni jak dzisiaj że zaczynam już teraz tęsknić za domem rodzinnym.
Powiedzcie mi jak mam sobie z tym poradzić? Czy ciężko jest 25 letniej kobiecie nagle opuścić dom rodzinny i przeprowadzić się do nowego domu? Wiem że może za bardzo dramatyzuję, że za bardzo to wszystko przeżywam ale dopadają mnie momenty właśnie takie jak dzisiaj że zaczynam mieć wątpliwości co do wyprowadzki i zostawienia mamy...