Ja zaczynałam swoją przygodę z bieganiem w marcu w zeszłym roku. Początki nie były łatwe... Pierwsze dwa tygodnie polegały na marszobiegu - 3 min bieg 4 min marsz a potem wydłużałam bieg, skracając jednocześnie marsz. W każdym razie w połowie kwietnia bez problemu biegłam na 10 a nawet kilkanaście km... We wrześniu nabawiłam się dość paskudnego odcisku... i do kwietnia tego roku przerwa... Sam odcisk leczyłam prawie 3 miesiące, więc kobietki uważamy na butki i nie bagatelizujemy ucisku... bo ja nabawiłam się go od balerinek, a wcale nie od biegania
Ale wracając do tematu, jak już zaczęłam biegać, a nie marszobiegać
kupiłam sobie opaskę Nike i taki czujnik do buta, który mierzy przebiegniętą odległość, mierzy średni czas na różnych odcinkach, ilość spalonych kalorii - baaardzo mądre i motywujące urządzenie! Jednocześnie daje dostęp do strony dot.biegania, gdzie można dopasować trening dla siebie i korzystać z całej masy innych funkcji.
Nie miałam i wciąż nie posiadam pulsometru, słucham siebie, jeżeli oddech za nadto przyspiesza (nie mogę śpiewać pod nosem piosenki która płynie z mp4
), zwalniam tempo biegu. Wyjątkami są oczywiście momenty, w których celowo przyspieszam, ale to już inna bajka.
Czy się chudnie? TAK! Ale to trwa. Ja nie zrezygnowałam z niczego z talerza. Ale za to po biegu jadłam zawsze coś białkowego, np. serek wiejski z łyżeczką miodu. Dużo wody -2-3l dziennie i po jakimś czasie- około miesiąca- na oko było widać efekty, przede wszystkim brzuszek się spłaszczył no i nogi... ah skórka pomarańczowa zniknęła, cellulit też, napięta skóra, lekko zarysowane mięśnie... Polecam wszystkim tą formę aktywności ruchowej!
Ale z jednym zastrzeżeniem, buty dobiegania od początku! Nie muszą być super markowe. Jak zużyłam swoje adidasy, to kupiłam jakieś butki do biegania marki mi nieznanej, ale za to za 49zł - w decatlonie. Baaardzo dobrze mi się w nich biega!
Pozdrawiam wszystkie biegaczki i przepraszam za tak długi wywód...