Mam tak serdecznie dość tego jak mama mną manipuluje, naigrywa się z mojego życia i daje mi do zrozumienia jak bardzo jestem maleńka w porównaniu z moją siostrą że to doprowadza mnie do szału. Na każdym kroku jest mi pokazywane że jestem egoistką, że siostra liczy się bardziej. Siostra choć odemnie starsza o 10 lat (skończone 40) to jest życiowo niezaradna, pakuje się w co rusz najgorsze możliwe kłopoty w między czasie wmiesza zawsze w to naszą rodzinę, mamę itp. Zawsze obsmaruje nam tyłek wśród innych. I co wtedy robi załamana mama, wybacza. Tak ja wiem sama jestem mamą i sporo można dzieciom wybaczyć. Ale czy można każde z dzieci kochać inną miłością, jedno kocha się bardziej drugie niespecjalnie? Dzieci mojej siostry dostają wszystko co tylko chcą od mojej mamy czyli babci, mój syn niestety nie. Nawet uczucia nie dostaje syn tyle ile jej wnuczki. Tak samo jest właśnie ze mną ...
Jestem dorosłą osobą, mam swojego partnera, swoje dziecko i życie. Mieszkam pod jednym dachem z mamą aczkolwiek jest to przedzielone na moją strefę prywatną zamykaną na klucz itd. Więc nikt nikomu właściwie w drogę nie wchodzi. Czasem jednak zdarzają się sytuacje w których najmniejsza iskra dziwnej sytuacji doprowadza mnie do frustracji, żalu i bólu. Ciągłe pretensje o to, że "dlaczego nie pomożesz siostrze?" lub "dlaczego nie wyślesz dla niej paczki przecież jest w ciąży potrzebuje pomocy" (jest w trzeciej ciąży z właściwie nie wiadomo w jakim układzie - w której pod jednym dachem mieszka z rzekomo swoim partnerem i jego żoną! o zgrozo!) i różne inne rzeczy. Gdy mówię że wybacz ale nie, nie mam na coś kasy, albo zwyczajnie ochoty bo ona nigdy mi w niczym nie pomogła to od razu okrzyknięta jestem egoistką myślącą tylko o swoim tyłku zadufaną w sobie babą, która myśli tylko o kasie a nie pomocy. Przecież mam siostre i powinnam jej pomagać bez względu na wszystko, bo ona taka biedna. Nie ważne że przed np miesiącem, dwoma czy coś jest narzekanie jak bardzo siostra zraniła swoją mamę (wtedy przychodzi do mnie z płaczem i lamentem że czuje się tak bardzo przez nią zraniona) po chwili wszystko idzie w zapomnienie i trzeba latać na łeb na szyję. Siostra zawsze dostaje wszystko to co chce, wystarczy że powie i to ma. Bez mrugnięcia okiem. Pół rodziny nadskakiwało nad nią i chuchało na nią jakby żyła w jakiejś bańce mydlanej chroniącej ją przed światem i wszelkimi problemami typu "nie martw się naprawimy za ciebie wszystkie błędy"... Siostra nadmieniam dostała ode mnie bardzo wiele swego czasu, otworzyłam się na nią choć właściwie nie byłam z nią wychowywana gdyż ta przez większość mego życia była w zakonie (tak tak siostra była zakonnicą i wpadła z deszczu pod rynnę) więc nasze stosunki, relacje wcale nie były i nie są poprawne, są ot takie sobie. Mam żal do wszystkich że mimo iż starałam się, dawałam palec a brano cała rękę wszystko idzie w niepamięć i dostaje się za to mi po uszach bo raz mówie "nie".