Moja dziwaczna historia...
Jakiś czas temu zaczęłam prace w pewnej firmie za granicą. Po kilku dniach pojawił się tam facet, który strasznie gapil sie na mnie i skupiał na mnie swoją uwagę. Jako kobieta wiedziałam, że mu sie po prostu podobam, ale drażnilo mnie to i chciałam sie tylko koncentrowac na swoich nowych obowiązkach i ogólnie dać radę w nowej pracy. Później były między nami jakieś krótkie rozmowy służbowe, on czasem udzielał mi jakichś drobnych instruktaży, był bardzo miły, czasem rumienil się, poczułam między nami "tą chemię". Ja z racji odgórnych założeń mojego stanowiska zmienialam miejsca wykonywanych obowiązków, ale jeśli byliśmy na tej samej zmianie on zawsze znalazł możliwość, żeby przejść i popatrzeć gdzie jestem, co robię, obserwował mnie. Czasem starał się to robić niepostrzeżenie, czasem ale ja wiedziałam swoje. Wiem też, że pytał koleżankę która mnie przyuczała, jak sobie radzę, martwił się gdy raz nie pojawiłam się rano w pracy(spóźnienie). Któregoś razu przyszlam rano, on przed zejściem ze swojej zmiany musial udzielić mi kolejnego dość szczegółowego instruktażu i ...on promieniał, stworzył taką atmosferę, cudownie rozładował mój początkowy stres i ten jego ciepły głos i spojrzenie, czułam wręcz troskę o mnie. Kolejnego dnia przyniósł mi pewne narzędzie pomocne tego dnia i znowu uśmiech, spojrzenie, życzył przyjemnej pracy. Nie musiał tego wszystkiego robić, niczego przynosić itd. Następnego dnia to samo..Wywnioskowalam, że bardzo mu zależało żebym była w jego dziale. Starał się mnie tam umiejscowić, chyba po to, żebyśmy pracowali bliżej siebie. Potem nadszedł tydzień wspólnej pracy, normalnie bylam nie dłużej niż 2 dni w jednym dziale, a wtedy z nim to był pierwszy cały tydzień właśnie w jego dziale. Pewna starsza koleżanka nazwijmy ją G., która normalnie miała pierwszeństwo do tych zadań, została na ten czas przesunięta w inne miejsce, a ja dzieki temu odniosłam swoje pierwsze małe sukcesy. On wspierał mnie, starał się pomóc. Koleżance G. sytuacja nie spodobala się, była wściekła, chociaż wcześniej cały czas mówiła że było jej to obojętne i pewnego dnia zauważyłam, że stara sie wpłynąć na jego opinię o mnie. Tego dnia był jakiś inny, pod koniec pracy zawsze chętnie wyręczał mnie w pewnej drobnej czynności, co bardzo pomagalo mi w ogarnieciu całej reszty w pierwszych dniach. Tego dnia podszedł i zapytał z pretensją w głosie: rzeczywiście nikt ci wcześniej nie pokazał jak to się robi? Odpowiedziałam: do tej pory zawsze ty to robiłeś.. On na to, zrób to sama - tak tak i tak.. Nie przygotowałam sie na tą sytuację, musiałam zostać trochę dłużej w pracy, ale zrobiłam to, dałam radę. Wyszlam wściekła, nie chodziło o to że miałam zrobić coś dodatkowo sama, ale o to że dał się zmanipulować koleżance G.i powinien to rozegrać inaczej. On zwykle zostawał troche dłużej, żeby przygotować miejsca pracy dla następnej zmiany, ale tego dnia wtedy wyszedł prawie zaraz za mną. Próbował mnie dogonić, ale nie udało mu się. Słyszałam tylko jak mówił do kolegi, który jeździł z nim autem do pracy, że jestem na niego zdenerwowana. Następny dzień był taki sobie, on byl trochę spięty, ale próbował się kręcić blisko mnie, mi praca tego dnia nie szła tak super, dałam mu subtelnie do zrozumienia żeby lepiej mnie zostawił samą. Chyba nie spodobalo mu się to. Pod koniec pracy byla jednak chwila na magiczna wymiane uśmiechów, jednak sprawa z poprzedniego dnia pozostala nie wyjaśniona, gdy wychodziłam był bardzo smutny. A ja nie byłam w stanie sie przełamać, żeby podejść i coś wyjaśniać. To był piątek. On został jak zawsze trochę dłużej, a ja na zewnątrz rozmawiałam jeszcze z tym kolegą z którym razem jeździł do pracy, w pewnym momencie rozmowa zeszła na inny temat i on mi mówi, że On jest w porządku gościem, że praca z nim to przyjemność i że nie jest z tych co lubią dokuczać innym, a ja na to że dobrze to wiem, że to widzę i czuję, że bardzo mi pomógł i że jest dobrym chłopakiem. Wiedziałam, że powtórzy mu to i o to chodziło. W następnym tygodniu widzieliśmy się przez chwilę, mieliśmy inne zmiany, ale zachowywaliśmy się oboje trochę dziwacznie. On przyszedł do pracy, przeszedł blisko mnie i powiedział "cześć" poważnym głosem, spojrzał na mnie, ja odpowiedziałam, ale rozmawiałam z koleżanką i byłam cała zesztywniała, nie spojrzałam na niego. Potem on patrzy ja głowa w dół, ja patrzę on to samo. Chyba zaczęły nam już puszczać nerwy, do tego pełno ludzi z każdej strony, niektórzy bacznie obserwują, nie każdy jest przyjacielski, w końcu praca to praca. Ostatnim dniem, w którym go widziałam był czwartek. Przyszedł na swoją zmianę, widziałam że koleżanka G.go woła, że coś mu chce tłumaczyć, pokazywać w kompie, zbył ją z poirytowaniem, powiedział że przyjdzie później. Myślę, że chciała sie wytłumaczyć dlaczego ona jest ponownie na swoim starym stanowisku a nie ja. Był smutny, trochę jakby zamyślony, znowu patrzył na mnie ukradkiem. Ja natomiast nie miałam już siły na to wszystko, skupilam sie tylko na pracy. Potem mijaliśmy się jeszcze - ja wychodziłam już do domu, on szedł do swojego wydziału, przechodząc obok spojrzałam mu w twarz, on głowa w dół, potem w drugą strone. I tyle i nastepnego dnia nie przyjechał do pracy, a ja i inni dowiedzieliśmy się że już go nie będzie, że jest zwolniony. To byl dla wszystkich, ale dla mnie chyba najwiekszy - szok. Zwaliło mnie z nóg. Pierwsza moja myśl byla taka, że zwolnil sie sam, przeze mnie i właściwie nadal tak myślę. Nikt nie potrafi sensownie odpowiedzieć na pytanie co się stało. Pracował tam 7 lat. Kolega który z nim jeździł, rozmawiał z nim dzień po infirmacji zwolnieniu przez telefon i na pytanie o przyczynę On powiedział, że bez przyczyny, co oczywiście w wypadku umowy na na stałe nie jest możliwe. Nie daje mi to wszystko spokoju, chciałabym żeby wiedział że go bardzo polubiłam, że naprawdę doceniam to jak mi pomagał i że przykro mi ze go nie ma, bo w tej sytuacji przecież on tak naprawdę może wcale tego nie wie. A ja wcześniej nie przewidziałam że nie będzie już czasu na wyjaśnienia...Ma konto na facebooku, ja nie mam ale moge założyć i spróbować wysłać mu zaproszenie, tylko czy to ma sens, czy warto ? Wspólny znajomy ma jego nr tel., to bardzo o.k. człowiek, ale z takiej opcji nie chcę korzystać. Pierwszy raz w życiu przydarzyło mi sie coś takiego, niby nic a jednak coś, niby tak mało a wystarczająco dużo żeby wywrócic moje myśli, uczucia do góry nogami. Tak, zakochałam się na zabój, chociaż tego wcale nie chciałam. Poprostu stało się, ale on moim zdaniem świadomie na to pracował. O nim moge jeszcze napisać, że jest z tych wyważonych i tajemniczych, co najpierw myślą potem robią, nie paplają bez potrzeby, wysoki, przystojny, myślę że młodszy ode mnie o kilka lat. Wolny. O mnie - mi dają ludzie 10 lat mniej niż mam, poza tym jestem postrzegana jako atrakcyjna, wielkich problemów jezykowo -komunikacyjnych nie mam, ale jestem tu 2 lata i nad płynnym i dobrze brzmiącym językiem tubylców muszę jeszcze popracować.. Poza tym jestem tu z rodziną - mężem i synem, a żeby było ciekawiej mąż pracuje w tej samej firmie, ale w innym wydziale, w innym budynku oddalonym 3 km i razem jeździmy do pracy i z pracy. Niektórzy ludzie ode mnie to wiedzą, a czy on wiedzial, nie wiem ..pewnie tak..W każdym razie rodzina jest dla mnie b. ważna, w tym momencie nie byłabym gotowa na jakieś wielkie przebudowy w moim życiu, nawet jeśli serce mówi coś innego.Prosze doradźcie mi coś, chcę z nowym rokiem coś z tym zrobić, jakoś pozytywnie to sfinalizować, bo zabiera mi myślenie o tym mnóstwo czasu, energii, nie mam już siły..Na dodatek w pracy wszystko mi go przypomina...Jak nie zrobię nic, to nie przestanie mnie to dręczyć..Powinnam jeszcze wspomnieć, że od czasu jego zwolnienia minely 2 miesiace i tyle samo czasu pracowalismy w 1 firmie. I tak od 2 miesiecy nieustannie myślę: co zrobić, jak zrobić, czy zrobić ?? Pomocy ! (