Spotykałam się od 8 miesięcy z pewnym facetem. Padały już nawet deklaracje. Wyjechał do pracy w czerwcu, wraca we wrześniu. Przed wyjazdem zaskoczył mnie tym jaki był kochany, czuły... jak martwił się, że coś się popsuje między nami (miał raz nawet łzy w oczach) i co? Wyjechał i się nagle ode mnie odsunął... wiem, że to też trochę moja wina, bo często ze strachu i bezsilności robiłam mu awantury... W lipcu go odwiedziłam, od początku byłam jakaś zestresowana i zirytowana, prawie nic nie mówiłam, siedziałam z nosem w telefonie etc. a on się na mnie denerwował. Po tym weekendzie powiedział, że ten weekend mu uświadomił jak bardzo się różnimy i że jesteśmy jak ogień i woda. Męczyłam temat równy tydzień, dzień w dzień histerycznie zadawałam mu nowe pytania itp. Ostatniego dnia zrobiłam dużą awanturę i wypomniałam mu wszystko, co leżało mi na sercu. Padło dużo złych słów z mojej strony i jego... napisał m.in że zmienił zdanie i nie chce się już angażować, że jak nie będzie pisał do mnie często, to nie będzie robił mi nadziei etc.
Po tygodniu poprosiłam o pewną radę - pomógł mi. Przeprosiłam go i napisałam, że chciałabym aby było znów normalnie mimo tych kłótni i przykrych słów. Napisał, że jest normalnie. Nie kłócimy się, nie gniewamy, jest w porządku. Spytałam, czy porozmawiamy na spokojnie jak wróci? Odczytał i ok. 2h nie odpisywał, aż napisał "może być, ale we wrześniu", poprosiłam czy mógłby obiecać, że do tego czasu przemyśli to, aby dać nam jeszcze szansę mimo różnic - odpisał że "przemyśli, ale nie chce mi niczego obiecywać" (pare razy mu zarzuciłam, że jest kłamcą).
Dzisiaj mija kolejne 7 dni jak ze sobą nie piszemy... Każdy mi radzi, abym dała mu na razie czas i wytrzymała już do tego września.
Strasznie się boję, że on się pierwszy nie odezwie albo coś nie pójdzie po mojej myśli Nie wiem co robić... Nie jestem osobą, która "ot tak" wyrzuca coś do kosza, staram się walczyć tyle ile się da...