Witajcie,
Mam świadomość, że czas leczy rany, ale po prostu sprawa jest świeża, a serce nadal pęka na pół. We wrześniu zaczęłam studia w obcym mieście,mam tutaj znajomych z byłej miejscowości i dlatego jak wyszłam na miasto z kolegą z liceum to poznałam też jego. Poznałam to trochę za dużo powiedziane, bo widzieliśmy się raz dwa lata wcześniej, ale nie mieliśmy zbyt dużego kontaktu. Od początku wiedziałam, że to będzie coś więcej. Był innym chłopakiem niż Ci z którymi się spotykałam. Miał dobre serce, był miły, uprzejmy, wrażliwy. Byłam szczęśliwa, że zakochałam się w kimś kto widocznie mnie szanuje i udowadnia, że mnie kocha. Mimo rzeczy, które nas różniły staraliśmy się, żeby to wyszło. Dostawałam od niego kwiaty, poznałam jego znajomych, spędzaliśmy cały wolny czas razem z obustronnej inicjatywy. Nigdy nie miałam powodu do zazdrości, a gdy już taka była to bardzo go to drażniło. Po okolo 2 miesiącach związku mimo wszystkich chwil zaczynałam czuć, że nie stara się jak powinien. Woli spędzać czas ze znajomymi, do których na siłe chciał mnie zabierać mimo, że czułam się nieswojo i od początku skreślona za nic. Rzuciłam go gdy zauważyłam, że totalnie się o mnie nie stara, na drugi dzień przyszedł do mnie z różami i pierwszy raz po kilku miesiącach otwarcie powiedział o swoich uczuciach i mi wyznał miłość. Spróbowaliśmy ponownie, od tamtego czasu zdarzało nam się zrywać co jakiś czas. Głównie temu, że wieczne się musiałam prosić o uwage, o to zeby pytał czy wróciłam do domu, o to aby bronił mnie przed tym, co wygaduje o mnie jego koleżanka. Nie zauważałam tego, bo w międzyczasie spędzaliśmy czas wspaniale jeśli nie było ich znajomych i innych rzeczy. Gotowaliśmy wspólnie, nocowaliśmy, zawsze mnie wspierał jak miałam trudne momenty, więc pomimo jego głupich zachowań, które mnie raniły to po prostu go kochałam i to akceptowałam. W Maju poznałam jego całą rodzine, pojechaliśmy do rodzinnego miasta, bo bardzo chciał, żebym wszystkich poznała.TYdzien temu na urodzinach jego przyjaciela obydwoje się pokłóciliśmy, bo byliśmy pijani i zerwał ze mną pierwszy raz sam z siebie. Zamówił mi ubera do domu, ale już na drugi dzień pisał, że to był błąd i nie wyobraża sobie życia beze mnie. Przyjechał, płakaliśmy kilka godzin, powiedział, że jego przyjaciele nie chcą mnie widzieć( nie zrobilam im nic złego, ale cóz), ale ze spróbujemy, a ja postaram się z nimi dojść do porozumienia. W weekend pojechal na wesele ze mną, jako mój chłopak, poznał moją całą rodzine, czułam się tak jak zawsze, ze sie kochamy tak jak wcześniej. Kiedy wróciliśmy do miasta on nagle stracił humor. Widzieliśmy się n a początku tygodnia, ale czułam, że coś jest nie tak. Powiedział, że tylko się przy nim męcze i zerwał ze mną. Już nie płakał i nie powiedział, że nie może beze mnie życ. Tak po prostu mnie zostawił mówiąc, że odda w czwartek moje rzeczy. Przyniósł je i głównie ja płakałam, a od niego słyszałam tylko "To wszystko minie, niedługo Ci się to wszystko ułoży i będzie dobrze", nie mówił nic o swoim cierpieniu, tak jakby sytuacja tydzien wcześniej kiedy ryczał nie miała miejsca. I po prostu odszedł tłumacząc, że mieliśmy kłotnie czasami o jakieś pierdoły. Wiedziałam jaki ma charakter, że pochodzi z bogatego domu i ma dziwne spojrzenie na niektóre sprawy. Chciałby najchętniej ciągle coś robic razem ze znajomymi, a ich zdane jest najważniejsze, a gdy wracał do mnie skupiał się tylko na mnie i tak w kółko. Chciał pogodzić wszystkie sprawy ze sobą, żeby każdy był zadowolony, a w hierarchii czułam się najniżej i na to pozwalałam. Nigdy nie miał własnego zdania i jest wpływowy. Mówił, że mnie kocha, ale gdyby kochał to czy nie potrafiłby znieść mojego charakteru? I nie pozbierałby się tak szybko? W kilka dni potrafił ze mną zerwać, chcieć wrócić i znowu zerwać tym razem na dobre. Strasznie cierpię, bo wszystko mi o nim przypomina, był moim prawie, że jedynym wsparciem podczas trudnych chwil, a miałam okres, że bez leków uspokajających bym nie wytrzymała. Wiele razy udowodnił mi swoją miłość bo oboje się wspieraliśmy i tak nagle zostałam sama w najtrudniejszym okresie dla mnie. Nie wiem czy jest sens czekać czy ruszyć naprzód. Przepraszam jeśli natłok informacji jest za duży, jeżeli coś jest niejasne to postaram się wytłumaczyć.