Witam. Mam 19 lat. Wiem, że na wstępnie pomyślicie, że pisze tu jakaś gówniara o śmiesznych rzeczach, ale nie radzę sobie już z tym problemem i proszę o szczerą pomoc. Jestem z chłopakiem rok czasu, on ma 23 lata więc jest nieco starszy ode mnie. Ale zacznę od początku.. Na początku jak zawsze było sielankowo.. Aż nie mogłam uwierzyć, że go poznałam.. Zwłaszcza, że przed nim miałam chłopaka z którym byłam ponad 2 lata, był to mój pierwszy chłopak i przeżyłam nasze rozstanie dość mocno. Więc związek z moim obecnym chłopakiem wymagał ode mnie czasu abym się otworzyła i porządnie mu zaufała. Na początku jak zawsze on się starał.. Był miły, czuły, opiekuńczy i NIGDY obojętny. Na początku naszego związku mieszkałam w małym miasteczku a on zaczął studia w większym, ja pracowałam w tyg a w weekendy jeździłam do swojej szkoły. Ale on zawsze starał się abym nie czuła się zaniedbana. Któregoś razu straciłam pracę.. W moim domu nie przelewa się jakoś bardzo więc robiłam wszystko aby tą pracę jak najszybciej znaleźć.. I wtedy mój chłopak wpadł na pomysł abym się do niego przeprowadziła i tam znalazła pracę, po rozmowie z rodzicami i swoim sumieniem stwierdziłam, że to nie taki głupi pomysł.. Wprowadziłam się, znalazłam pracę .. I tutaj zaczęły się schody.. Na początku oczywiście nie. Ale po ponad pół roku zaczęło być naprawdę ciężko. A teraz już nie wspomnę.. Kłócimy się o wszystko co możliwe, on jest osobą o ciężkim charakterze więc nie odpuszcza tak łatwo..Potrafi się nie odzywać długo. Opier*ala mnie dosłownie o wszystko i dodaje "mieszkasz u mnie więc ma to być zrobione po mojemu". Przykro mi to słyszeć, zwłaszcza, że pomagam jak tylko mogę, sprzątam, gotuję.. Dodam ,że mieszka tu jeszcze jego brat i jeden współlokator. Czasami po kłótni wyjdę aby ochłonąć a on nawet się tym nie przejmuję, głupio mi potem wracać bo mam wrażenie i cały czas z tyłu głowy,że to nie mój dom.. Nie czuję tu schronienia. Potrafi mnie gdzieś zostać po kłótni na dworze i wrócić do domu.. Ja wtedy chodzę po mieście i czekam aż napiszę.. Często on się obraża i ja muszę łagodzić sytuację.. Przepraszać aby tylko nie wybuchła większa awantura.. Czasami boję się cokolwiek powiedzieć aby się tylko z nim nie pokłócić..
Jest druga strona medalu też MOJA ZAZDROŚĆ, jestem zazdrosna o jego jedną koleżankę ze studiów, cały czas piszę do niego.. O jakieś materiały, notatki, TYLKO ONA. Nie wiem czy to jest powód do złości z mojej strony bo on cały czas gada, że nie będzie zawał studiów przeze mnie, że nie mam powodów i ,że on nic nie jest w stanie z tym zrobić a mnie to cholernie boli bo mam wrażenie, że jest na moje uczucia obojętny. Też dość często kłócimy się o patrzenie na inne, jak się zapytam czemu się gdzieś patrzy to wybucha ogromną złością, krzyczy, mówi, że nie życzy sobie abym by zarzucała takie rzeczy i odchodzi.. Nie wiem co wtedy myśleć, wiem, że mam niską samoocenę ale chciałabym liczyć na niego ,żeby mnie przytulił i powiedział wtedy, że tylko ja się liczę.. Nie wiem już co mam robić.. Wiem, że ja też czasami przesadzam i przyznaje się do tego ale nie wiem czy to go usprawiedliwia.. Czy zostać z nim, czy wrócić do rodziców.. Jest mi ciężko,nie znam tu nikogo więc nie mogę też z nikim pogadać i czuję się bezradna, płaczę ciągle.. Wczoraj wieczorem pokłóciliśmy się o tą jego koleżankę to on wyszedł dzisiaj na uczelnie i nawet się nie pożegnał a jak próbowałam rozmawiać odtrącał mnie i zrzucił winę na mnie..Mam ochotę zapaść się pod ziemie i z niej nie wyjść.. Proszę o pomoc..
Z góry dziękuję i pozdrawiam.