hej dziewczyny
Mam 27 lat, mezatka od 2 lat, a w zwiazku ogolnie 8. Poczatki z mezem byly rozne, ale wiadomo ludzie musza sie dotrzec. nie raz jest pieknie, a czasem mamy ochote sie pozabijac. Po slubie zauwazylam zmiane w zachowaniu meza. Mianowicie, gdy wypije o ten kieliszek za duzo wlacza mu sie agresja. Na poczatku byly tylko awantury, od jakiegos czasu w akcje rowniez wkroczyly rece. Jest ode mnie sporo wyzszy i dobrze zbudowany wiec podczas bitki jestem na straconej pozycji. Nastepnego dnia przeprasza, obiecuje ze sie to wiecej nie powtorzy, ma wyrzuty sumienia. Jest dobrze jakis czas, pozniej znow zaczynaja sie fochy o niewiadomo co, a kolejna libacja i znow powtorka z rozrywki. Przewaznie wszystko sie działo w zaciszu domowym, ale ostatnio w lipcu wykrecil mi rece przy znajomych i pchnol na chodnik w akcie zlosci, zwyzywal od kurw itp.... nastepnego dnia dopiero mi ludzie oznajmili ze nie moge sie na to godzic bo co bedzie jak kiedys beda dzieci a on agresora chwyci. Powaznie mysle nad rozwodem, tylko wiecie co? Najbardziej martwie sie jak on sobie da rade w zyciu beze mnie i ze on bedzie cierpial.... bardzo glupie jest moje myslenie i jestem tego swiadoma... poprostu jestem ciepła klucha.... Tlumacze sobie ze w tej kwestii musze byc egoistka bo mam tylko jedno zycie, ktore moge zmienic na lepsze- tylko moje glupie serce rozczula sie nad facetem ktory po alkoholu sie nade mna zneca jak nie fizycznie to psychicznie.
Próbowalam z nim o tym rozmawiac, ale zawsze sie konczy obietnicami bez pokrycia.
Dziewczyny co zrobic? Jak byscie postapily na moim miejscu?
pozdawiam
A.