Kiedy wchodziłam w ten związek wszystko było pięknie do czasu aż zaszłam w ciążę. My cieszyliśmy się ogromnie na to dziecko. Dopóki jeszcze w ciąży nie zaproponowałam ślubu, on się zgodził. Gdy doszło do spotkania naszych rodziców, jego matka stwierdziła (że nie ma pośpiechu po co tak szybko, żeby za rok rozwód). Wtedy już wiedziałam że u niego w domu zgodzi ona. I tak zostało, nie mamy ślubu mamy tylko dziecko ponad dwa lata ma. Umnie w głowa rodziny był tata. Dlatego nie mogłam zrozumieć nawet do tej pory, że uniego jest inaczej. Każde jego decyzja musi ona przemyśleć i podjąc. On sam nie potrafi, mieliśmy żyć razem, a czuję się jak by w trójkę nie lizać dziecka. Najgorsze w tym wszystkim jest to że, wtronca się w nasze życie. I chcę niami rodzić, mnie z przymusu wysłała na stasz. I nadodatek moje dziecko chce wysłać do żłobka. Ja jestem uparta i nie dam sobą rządzić. Więc jak nie idzie po myśli jego matki on się obraża. To mówię (żeby przestał być mamy synkim). To o (że nim nie jest). Ona Teraz nawet szuka mi pracy. Nie ważne że moje dziecko nie chodzi do żłobka czy do przeczkola. Mam iść i koniec. Moje zdanie się nie liczy, a najlepsze w tym wszystkim to że, ona mi tego bez pośrednio nie poiwe, tylko przez niego. To on mówi mi że mama coś tam, coś tam. Nie wiem czy sie boi czy, boi się że jej odmowie. Nigdy z nią na poważnie nie pogadałam. Bo tego nie chciała.
Jak mam się zachować?
Jak mam ich rozdzielić żeby zaczoł słuchać mnie co ja mam do powiedzenia , jak ja się z tym wszystkim czuję.