Witam wszystkich,którym będzie się chciało przeczytać ten wątek ....
nie wiem czy chcę porady, czy pocieszenia, czy po prostu się wygadać....
mam 36 lat, w sierpniu minie rok od mojego ślubu. od początku średnio się układało, chociaż staraliśmy się z mężem... mąż lubi alkohol i to po alkoholu najwięcej było między nami kłótni... od momentu, gdy dowiedzieliśmy się, ze bęziemy mieli dziecko, zaczał mnie strasznie traktować.... ciągle na mnie krzyczał, mówił,ze jestem beznadziejna, ze powinnam się leczyć, ze jestem nienormalna , nie miałąm prawa nigdy do włąsnych emocji, nie mogłam być zła, smutna, nie mogłam mieć o nic pretencji bo były awantury. wiele razy zostawiał mnie w domu i wychodził na całą noc, wracał pijany i wszczynał awantury...jak urodziłam dziecko (teraz ma roczek) było jeszcze gorzej, poczuł, ze ma nademna kontrole, on wrócił do pracy i do ludzi, do normalnego życia aja byłam w domu z dzieckiem, nie spałam w nocy, nic mi nie pomagał (nikt mi nie pomagał). Maz ma brata, który od zawsze mi się w jakimś tam stopniu podobał. w listopadzie tego roku nastapiło apogeum zlego traktowania mnie przez męża. zdałam sobie sprawe, ze jest dla mnie obcym człowiekiem i ze juz nie potrafie go kochać. musielismy mieszkać razem bo nie miałąm mozliwosci zeby sie yprowadzić. wtedy zaczął sie romans ze szwagrem, szwagier mówił, ze od zawsze mu sie podobam i ze mnie kocha od ponad roku.... był miły, troskliwy, czuły, mówił mi miłel rzeczy w które nie mogłam uwierzyć, bo od roku nie słysząłam takich rzeczy od meza....rozpoczął sie miedzy nami romans.... trwało to i trwało, do marca. w marcu wyprowadziłąm sie od meza i zamieszkałąm z dzieckiem osobno. szwagier przychdził widywalisy sie i było miło. w momencie jak sie wyprowadziłąm, maz płakał ze sie zmienil ze zrozumial ze był H** i zle mnie traktował, powiedzialam,ze potrzebuje czasu zeby w to uwierzyć. ze szwagrem sie pokłócilismy, on lubi alkohol i obraził mnie wielokrotnie. wczoraj przyszli do mnie obaj, zwyzywali mnie, szwagier twierdził, ze wszytsko od poczatku udawał (chociaz wiem, ze tak tylko mówił zeby sie wybielic w oczach brata), maz niedowierza w to co sie stalo, zrobiłąm mu ogromne świanstwo wlasciwie obydwoje zrobilismy.boje sie o zycie moje i dziecka, mieszkam sama i boje sie z ebedzie mnie nachodzil pijany (szwagier ) maz nie chce ze mna rozmawiac. byłam strasznie zagubiona, zatraciłam siebie, byłam ciągle dołowana i poniżana... maz nie traktował mnie jak człowieka a co dopiero jak kobiete... strasznie zle sie z tym wszytskimc zuje, chcialabym cofnac czas albo obudzic sie i zdac sobie sprawe ze to był tylko bardzo zły sen....jestem ostatnią szmatą i zerem,ale to małżenstwo chyba i tak nie miało sensu, troche mi ulzyło, ze wszystko wyszło na jaw i mam nadzieje,ze jakos to sie wszystko ułozy... czy był ktos w podobnej sytuacji? pewnie nie, nbo takich rzeczy sie nie robi... ale jak sie jest naiwnym to tak sie konczy. wierzyłąm,ze bedziemy jakos kiedys razem szczesliwi, zawsze to szwagier powtarzał...pocieszął mnie ze jakos to bedzie...a wczoraj zwyzywał mnie i prawie mnie pobił...ku przestrodze, nie ufajcie nikomu. dziekuje, jesli ktos to przeczytał... ( moze mimo tego całego swinstwa jakie zrobiłam znajdzie sie ktoś kto mnie pocieszy....licze sie z tym, ze napiszecie, ze jestem dziwką i szmatą, bo tak jest i tak sie czuje.... gdyby nie dziecko skonczyłabym ze sobą... powiedzieli mi ze mnie zniszczą i ze juz jestem skonczona dziękuję ze to przeczytałaś