Zwracam sie do Was drogie Panie z ogromna prosba.
potrzebuje, zeby ktos nazwal mnie po 'imienu' po przeczytaniu tego tekstu, jakiejs opinii na moj temat, osadu potrzebuje bo sama nie wiem kim jestem. Zdaje sobie sprawe, ze nie
Wam mnie sadzic, chce po prostu znac czyjes zdanie. Nie wiem dlaczego sama tego nie zrobie... moze jestem tchorzem po prostu...
Jestem w zwiazku z mezczyzna od prawie 7 lat od roku jestesmy malzenstwem. Roznie wspominam czas kiedy bylismy razem. Byly wzloty i upadki, jak to w zyciu. Wiekszosc tego czasu wspominam jako niesamowicie mozolna i wytezona prace nad moim partnerem ktory po okresie zauroczenia okazal sie rozwydrzonym, rozpieszczonym gowniarzem, niczym 15to latek sie zachowujacym. Niby dorosly, samodzielny, niby wlasny interes... A ja, slepa jak kret, glucha jak pien nie zwrocilam uwagi, ze 2 lata mijaja od kiedy mam go u siebie na "garnuszku". Bo "prezesi" przeciez nie pracuja za 1000zl, oni wola nie pracowac wcale!!
I tak sie zbieralo przez te kilka dobrych lat. Zlosc z miloscia, Znudzenie z marzeniem, zobojetnienie z nadzieja. Nim sie obejrzalam tesciowa zaplanowala mi slub i wesele. W krytycznym etapie mojego zwiazkucholera!!!. A bynajmniej tego co dzialo sie w mojej glowie w tym czasie.
Stalo sie.
Minelo szybciutko, ladnie z klasa ale tez bez zadnych porywow w moim sercu i lez wzruszenia.
Jakies 2, 3 miesiace temu kiedy zaczal mi ciazyc ten partnerski zwiazek, odzywanie sie do siebie polslowkami, ZNOWU poruszylam sprawe szacunku i okazywania sobie na wzajem uczuc. O mowieniu sobie kocham o przelotnym buziaku w natloku spraw codziennych. ALBO TO ZMIENIMY ALBO SKONCZMY TEN CHORY ZWIAZEK RAZ NA ZAWSZE" powiedzialam. I wtedy zaczela sie cisza... i robienie wszystkiego by jakos zgrabnie sie minac i spotkac dopiero w lozku. Najlepiej zeby ktores z nas juz twardo spalo. ja nie wiem czy zadne z nas nie chcialo by ten ten temat wrocil czy musielismy sobie poukladac wszystko w glowach?
A mi sie nie chcialo o tym myslec. W dupie mam - pomyslalam. Jestem zmeczona. I tak zajmowalam sie milionem spraw zeby tylkko nie myslec. Pralam nawet majtki naszemu wspollokatorowi. Dobrze ze przynajmniej on dziekowal...
Raz podziekowal odrobine za bardzo. Cmokniecie w usta z rozwartymi wargami i prawie ze wysunietym jezykiem nie nazywa sie juz cmoknieciem. Sprawa skonczyla sie smiechem... bo to tak dziwne bylo, ze az smieszne.
Tego dnia "podziekowal" mi jeszcze raz. z tym ze te podziekowania przyjelam. Nieco skrepowana... Skrepowana jak cholera prawde mowiac ale tak podekscytowana, ze wszystko we mnie (oprocz rozsadku) krzyczalo - JESZCZE!!!!!!
Podaruje sobie szczegoly przebiegu dalszej akcji wydarzen. Napisze tylko, ze stalo sie to jeszcze kilka razy. Oprocz pocalunkow, dotykania piersi i posladkow do niczego wiecej nie doszlo...
I powiedzcie mi teraz DLACZEGO TAK MI SIE TO PODOBALO??? !!! I DLAZEGO NIE MAM WYRZUTOW SUMIENIA???!!!
I DLACZEGO DOPIERO TERAZ, PO TYM WSZYSTKIM UZMYSLOWILAM SOBIE JAK BARDZO T
TESKNIE ZA MOIM MEZEM KTOREGO MAM ZARAZ OBOK???!!!
AHHHHHHHH.....
rozpisalam sie troche za bardzo. Jesli ktos dotrwal d konca to bardzo dziekuje i pozdrawiam