Zauważyłyście lub zauważyliście, że Polska jest strasznie zamkniętym w sobie krajem? Wiecej w nas uprzedzeń, niechęci, samolóbstwa, krytyki, szyderstwa, zawiści i obojętności niż otwartości i uśmiechu.
Odnoszę wrażenie, że coraz więcej w nas pesymizmu i negatywów niż pozytywów.
W tamtym roku zjechałam do Polski i nie mogłam uwierzyć co stało się z tymi wszystkimi ludźmi, z naszą mentalnością...? Gdzie ci Polacy?
Otóż już na dworcu szło odczuć zobojętnienie, niechęć nawet.
Powiesz kichającemu ''na zdrowie'' to Cię zignoruje.
Przytrzymasz komuś drzwi lub pomożesz podnieść bagaż -dostaniesz burknięcie pod nosem ''dzięki''.
Zapytasz o drogę - ''nie wiem, ja nie stąd'' i wyraz twarzy jakby mówił ''odwal się czlowieku''.
Uśmiechniesz się do kogoś -ktoś popatrzy na Ciebie jak na kosmitę. W najgorszym wypadku dostaniesz w zęby za ''głupkowate uśmieszki'' (tak dratycznie nie na własnym przykladzie).
Powiesz ''Dzień dobry'' komuś kogo nie znasz - zmierzy Cię wzrokiem pełnym pretensji.
A nie daj Boże zrób sobie z kimś obcym zdjęcie -powie ''pojebało Cię?''.
Dlaczego my Polacy jesteśmy tacy krytyczni, odrzucający, zrzędliwi i niechętni na pozytywne drobnostki? Wiadomo nie wszyscy, jednak częściej napotykamy się na niechęć niż na życziwość.
Jak myślicie z czego to wynika? I czy potrafilibyśmy to zmienić?
Jeśli ktoś orientuje się lub nie, to jesteśmy na pierwszym miejscu najbardziej nieprzychylnych i zamkniętych społecznie krajów.
Chodzące zrzędy a także niebezpieczni psychopaci (pod względem poglądów, ideologi i stylu życia).
I jeśli miałabym porównać, to wstyd być zrzędliwym, ponurym Polakiem z natury...
Nie reagujemy uśmiechem tylko ''atakiem'' jakbyśmy byli wiecznie nadąsani, zazdrośni o siebie nawzajem. To przykry widok, tym bardziej u rodaków...