Witam Was.
Szukałam, szukałam i nie znalazłam miejsca gdzie mogłabym opisać swoją historię i poradzić się, stąd ten temat. Mam nadzieję, że Wy patrząc na to z boku doradzicie mi coś. Pisałam także na innym forum bo chciałabym pozna jak najwięcej opinii na ten temat.
W listopadzie poznałam pewnego faceta. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, ale w tym wypadku chyba tak było. Od samego początku pokazywał że mu zależy, że ma już dość życia samemu. Martwił się o mnie, codzienne smsy na dzień dobry, wieczorami godzinne rozmowy przez telefon. Mamy dużo wspólnych cech, lubimy te same rzeczy. Spotykaliśmy się trochę, aż w końcu wyznał że mnie kocha. Trochę mnie to zdziwiło bo nie znamy się jakoś długo. Jednak ja czułam dokładnie to samo. Na następny dzień było jakoś inaczej. Przeprosił mnie i powiedział że on jednak nie potrafi narazie pokochać żadnej kobiety. No nie powiem strasznie mnie to zabolało. Jednak mimo to powiedział że chce się ze mną spotykać. Ale nie, nie na seks. Tak po prostu bo lubi ze mną spędzać czas. Ja głupia się zgodziłam bo po prostu mi na nim zależy.
No i spotykamy się. Tylko ja już sama nie wiem co myśleć. Raz mówi że się do mnie przekonuje, że nie jestem mu obojętna, a za chwilę że nie jest gotowy na związek. Czasem zostaje u niego na noc, ale tak jak ustaliliśmy nie uprawiamy seksu. Raz może się zdarzyło z mojej inicjatywy. Zawsze gdy zasypiamy mówi że lubi zasypiać przytulony do mnie, że dobrze mu ze mną. Zawsze całą noc trzyma mnie za rękę. No i widzę że troszczy się o mnie. Tylko ja już nie wiem na czym stoję. Bo ostatnio ciągle powtarza że nie jest gotowy na związek. Ostatnio zapytał mnie jakbym wyobrażała sobie nasze wspólne życie. I nie wiem co myśleć. Gdyby chodziło mu o seks to przynajmniej miałabym 100% pewności że nic z tego bo szuka tylko jednego. Ale w tej sytuacji? Co Wy o tym myślicie? Czy w ogóle mam robić sobie nadzieję, czy może lepiej to zakończyć...
Zapomniałam dodać, nie jest on jakimś młodym szczeniakiem. Ma 35 lat.