Drogie Panie, jestem kobietą przed 30-tką. Jestem inteligentną i kochającą ludzi osobą, ale niesamowicie w siebie niewierzę, ponieważ mam trochę kilogramów za dużo. W życiu spotykało mnie w związku z tym wiele przykrości. Dlatego, kiedy poznałam Jego (4 lata przeszło), tego który podziwiał mnie za wszystko co robię, doceniał na każdym kroku i okazywał uczucie, którego nie chce nazwać miłością- byłam wniebowzięta. To nie było coś błahego, rozumieliśmy się bez słów, teskniłąm za jego osobą, kiedy odszedł na krok, bardzo szybko sie porozumieliśmy. Rozmawiamy o wszystkim, mogę z nim konie kraść. Takich ludzi spotyka się rzadko. Wie o nas kupa znajomych i moich i Jego. Łączy nas naprawdę wiele. Twierdzi, ze jego zona od razu nie byla ta osoba, ktorej on chce. wiele nocy przespal u mnie, wiele okazji bylo do tego, zeby sie przyznal. Ponoc boi się o dzieci. Moze tak, to on dobrze zarabia, kiedy zona jest po podstawowce, ma mniej niz najnizsza krajowa do kieszeni, twierdzi ze nie pusci jej z dziecmi, a jemu nikt ich nie przyzna. slysze jak z nia rozmawia, nie spedza czasu w domu bo sie z nia meczy, nudzi. Pozwolił mi kiedyś mocno w siebie uwierzyć, mimo tego, że poczucie własnej wartości, jest jeszcze pode mną. Bardzo szybko dał mi poczucie zrozumienia, bezpieczeństwa i szczęścia. Ale równie szybko odebrał. Kiedy zaczął interesować się bardziej kolegami, alkoholem, przestałam być tak ważna. Potrafił powiedzieć mi przez telefon "Nigdy niczego o miłości Ci nie wspomniałem, jesteś jakaś chora" kiedy stałam w deszczu, mrozie koło jego garażu, a drzwi były przede mną od środka zamknięte. Potrafił zgnoić mnie przy swoich kumplach bo byłam uszczypliwa np. To jest mężczyzna około 40-tki, bardzo atrakcyjny, zabawny i dobry, ale czasami, kiedy coś mu nie pasuje, po prostu jebie mnie jak sukę. Dosłownie. Za co ja muszę go przeprosić "bo sprowokowałam". Nie umiem się od niego oderwać, bardzo mi pomaga, bardzo go potrzebuję i chcę, on też do momentu, kiedy ma gorszy dzień i traktuje mnie jak kogoś na chwilę i mowi "mam dosc juz przestanmy sie spotykac". Nic w tym dziwnego, gdyby nie to, że to zwykle glupoty, gdyby nie to ze kazdy ma uczucia i nie zasluguje na takie odrzucanie co chwile. Nie umiem nauczyć go szacunku do mojej osoby. PRzecież to nie ja spytałam "czy chcesz ze mną zyć" to nie ja chwytałam. Ja jestem duzo mlodsza, zostalam tak usidlona. Dał mi wszystko czego potrzebuję, a czasami leżę przez dwa dni w łóżku nie mając siły zrobić sobie krzywdy raz na zawsze, bo tak mnie skopie psychicznie. Tego nie da się opisac dziewczyny!!! To jest przeszło 4 lata słuchania, jednego dnia, jestes najwazniejsza, drugiego dnia, mam Cie w dupie. Ja kocham! Kocham a jestem zwyklym smieciem dla niego. Czasami cudowna kobieta, ktora go rozumie. Jak mam to skonczyc ? Jak mam sobie poradzic? On zniszczył mi zycie, czy ja mam zniszczyc jemu? Nie umiem bez niego zyc, ciagle prosze, zeby dal mi jeszcze sanse bo boje sie juz konczyc swoje zycie. Pomocy, blagam. pomocy!
Dodam jeszcze, że na początku znajomości, byłam bardzo rozrywkową dziewczyną, wszyscy mnie uwielbiali za to kim jestem, zadne towarzystwo nie stanowilo wiekszego problemu. Własciwie tak zakrywalam swoje kompleksy, nie pokazywalam nikomu ze je mam. Kiedy on zaczal tak mocno mnie kopac, zaczelam zamykac sie w domu, przestalam utrzymywak kontakty z ludzmi, zaczelam mowic o samobojstwie, zaczelam panikowac, krytykowac sama siebie i dolowac jeszcze bardziej. Dzisiaj siebie nienawidze, nie zalezy mi na wlasnej osobie, chcialabym juz umrzec.