Mam dosc ciaglych klotni o nic, o to bo obiad niet taki a bo zle zrobilam. O to ze on po pracy woli sie bawic swoim telefonem zamiast z dzieckiem. I ze moje studia to moj durny wymysl bo mialam to juz 10 latemu zrobic a nie teraz, studia zaczelam poniewaz ciagle slysze ze za malo zarabiam ze za malo pracuje(37 godzin) i ze nic nie robie bo przeciez 37 godzin tygoniowo, dom z psem,dwoje dzieci z hobby zawiez odbierz,prasowanie,sprzatanie.A to slysze ze ‘’niedzwonie zeby sie spytac jak sie czujesz tylko masz fakture zrobic..etc i ze jestem psychiczna jeb.. ci..itd.
Dwa lata temu chcialam odejsc przekonal ze bez rodziny niemoze zyc ze bedzie lepiej ze teraz ma juz prace dobrze ulozona i ze nerwowka sie skonczy...Mily okres trwal pare miesiecy ,uznalam ze jak niebede sie przejmowac co mowi bede to ignorowac to bedzie dobrze tez dla dzieci.
Ale tak niestety niezwsze mi sie udaje,coraz czesciej mam napady placzu,niemam nikogo by szczerz porozmawiac.
Niewiem co robic trwac w zwiazku malzenskim ale bez zwiazku tylko dla tego ze materialnie/finansowo jest lepiej i ze dzieci maja tate.Czy moze odejsc tylko besie musiala zmiezyc z nim bo straszyl mnie ze mi dzieci zabierze.
Co byscie na moim miejscu zrobily?????