Witam.
Od paru dni próbuję uporać się z pewnym problemem.
Mam 17 lat. Jestem z chłopakiem w związku prawie rok.
Pół roku gdzieś nam niestety umkło, ze względu na to, że ciężko zachorowałam.
Wymagało mnie to dużo walki, wysiłku. Było na prawdę źle.
Mój chłopak nie zostawił mnie, oczywiście, w tak trudnej sytuacji.
Wspierał mnie. I starał się mnie często odwiedzać. Rodzice często się z nas nabijali, że zachowujemy się jak stare małżeństwo. Rzeczywiście, tak było.
Uwierzcie, że to jedyny facet, któremu jestem w stanie całkowicie ufać.
Moje przeszłe związki nie cieszyły się całkowitym zaufaniem do faceta, zawsze coś mi mówiło, że to jednak nie jest to i przeważnie mając rację, związek rozpadał się.
Mój problem polega na tym, że teraz, kiedy moja walka z nowotworem się kończy i zaczynam powoli "od nowa" żyć mój związek zaczyna gdzieś wygasać. Rozmawiałam o tym z moim facetem. Twierdzi, że to on wygasa, że to jego wina, że nie ma na to wpływu i że jest świadomy, że mnie rani. Mówi, że zależy mu na tym związku, ale gdy zapytałam czy mnie kocha odpowiedział, że nie zna odpowiedzi na to pytanie, bo nie jest pewien. Wiec zapytałam jak to jest możliwe, skoro zawsze mi powtarzał, że kocha mnie najmocniej na świecie. Zapytałam czy od początku mnie okłamywał. Odpowiedział, że nie, że mnie kochał, tylko, że on wygasa. Nie rozumiem go. Albo się kogoś kocha, albo nie. Po prostu... Nasz kontakt się urywa. Przez całą moją chorobę, nie miałam możliwości gdzieś wyjść z nim na miasto czy imprezę. A teraz kiedy mam już powoli tą możliwość i masę planów jak nadrobić te pół roku, czuję, że nie długo nasz związek przestanie istnieć. Tak bardzo mi na Nas zależy. Umówiłam się z nim na mieście za parę dni... Mamy o tym na spokojnie porozmawiać. Obecnie praktycznie nie mamy kontaktu. I podejrzewam, że nawet nie napisze, a skontaktujemy się zapewne dopiero na miejscu spotkania.
Tylko co ja mam zrobić? Jak ja mam rozpalić u niego te wygasłe uczucie? Nie wiem czy moja psychika wytrzyma kolejny cios w życiu. Wiem, że facet to nie wszystko, ale tak strasznie nie chce końca. Kocham go bezgranicznie.
Pomóżcie mi BŁAGAM KOBIETY, zaczynam się załamywać.