Chciałabym opowiedzieć Wam moją historię.
W dużym skrócie, aby nie za nudzać Was. Proszę o opinie/rady/ wskazówki. Cokolwiek.
BYłam z chłopakiem 4 lata. Po dwóch latach bycia razem zaręczyliśmy się. W niecały miesiąc po zaęczynach, już logował się na sympatii. Gdzie poznawał dziewczyny. Dowiedziałąm sie o tym rok, po zaręczynach, czyli rok po fakcie. W między czasie powiediał, że nie jest pewien że chce się ze mną ożenic. Płakałam. Cierpiałam. Minął rok od zaręczyn. Dowiedziałam się o tej przygodzie z Sympatią. Koszmar. W sume rok od zaręczyn byłam oszukiwana. Znów płakałam, cierpiałam. Miałąm napady zazdrości, bałam się, że znowu coś kręci. W drugim roku od zaręczyn znowu usłyszałam od niego, że nie jest pewny, bo mój charakter nie do końca mu pasuje. itp.
Coraz rzadziej się widywaiśmy, coraz mniejszy mieliśmy kontakt ze sobą.
I tak w końcu dwa lata po zaręczynch, oddałam mu pierścionek; powiedziałam, że możemy się widywać ale żeby mi go oddał jak "będzie pewny". Od tego czasu, olewa mnie skutecznie. Nie pisze, nie odp na smsy. Tak miałam nadzieję że to nie było nasze ostateczne rozstanie, że on to przemyśli i będzie pewny. Ja mam 35 lat on 38.
Jestem w rozpaczy. Proszę o pomoc.