przez bloodmanpl » 23 lut 2015, o 13:21
Cześć,
Postanowiłem tu napisać, bo kiedyś mi pomogliście, ustawiliście do pionu. Postaram się najkrócej jak można. Aktualnie mam 26 lat prawie już skończone (tak informacyjnie tylko rzucam)
Generalnie chodzi o to, co poprawić w swoim zachowaniu, by nie tracić czasu na bezsensowne związki.
1. Historia moich związków:
a) 17-22 lata - 5 lat w związku (czasy LO) - ona skończyła, bo nie czuła już "tego czegoś", ok, to pierwszy związek, dobrze, że się skończył
[B)] 22-23 lata - rok w związku - ja skończyłem, bo ona chlała, z byłym się spotykała (jak się potem okazało) i ogólnie patologiczna trochę była
c) potem z rok, półtora szukania w necie, 2-3 miesięczne związki jakieś "na siłę", pewnie moja pewnośc siebie sięgnęła bruku, nawet słysząc tekst, że chyba nic z tego nie będzie od laski, ciągnąłem to kilka tygodni, bez sensu, wiem.
d) Maj - lipiec 2013 - związek na odległość, 100 km różnicy, rozszedłem się, ona miala milion problemów.
e) najnowsza sprawa: 26 października 2014 - 21 lutego 2015, po ponadrocznej przerwie wszedłem w związek. Poznałem naturalnie, koleżanka mojego kolegi. No ale to, co na początku było fajne, okazało się nietrafione.
2. Była - charakterystyka
Silna, rok starsza, nie wiem, czy to ma znaczenie, ale po wylewie/zawale (nie pamiętam) jej ojciec, gdy miała kilka lat, był dla niej bardzo niemiły, coś mu się poprzestawiało po prostu i cóż. Że gruba, że nie tak się ubiera, że brzydka... Podobno matka musiała się wyprowadzić na jakiś czas z nią, bo ona histerii dostawał. Może to było podłoże do jej zachowania. Sama mi powiedziała na początku, że nie mogę dać sobie wejść na głowę, bo ona ma bardzo silny charakter i potem może być cięzko.
Była, jak to ona nazywa, "praktyczna". Dla niej wszelkie romantyczne rzeczy są be - chodzenie za rękę, kolacja przy świecach, jakieś takie rzeczy. Często nawet nieromantyczne, po prostu miłe. No ale cóż. Godziłem się na to.
2. Ostatni związek, analiza
Ona rok starsza, z dobrym zawodem (prawnik/lekarz - takie klimaty generalnie, nie chcę wskazywać dokładnie), ale od razu randki po kilka godzin, pocałunki na pierwszej, potem petting, seks po miesiącu. Generalnie pierwszy miesiąc to mega długie spotkania. Faktycznie się starała, nie da się ukryć. Od początku nas trafiło, nawet w żartach rozmawialiśmy o wspólnej przyszłości. Myślałem, że to w końcu ta. Konkretna, fajna laska.
Wyznałem jej miłość po miesiącu bycia razem, na wyjezdzie, który ona zorganizowała. Odpowiedziała "Ja Ciebie też"
Kilka "zgrzytów", które zignorowałem:
a) jej kontakt z byłym. 4 miesiące, nim zaczęła być ze mną była w związku z facetem, 4 lata, mieszkali z 1.5 roku razem, mówiła, że go nie kochała, że to miała być wakacyjna przygoda, no ale... I tak - zamiast zabrać wszystkie rzeczy od niego, to co jakiś czas poza tym, że pisali ze sobą, to ona to książki, to lapka zabierała. Ale generalnie nie dawała mi powodów do zazdrości, to fakt. Raz na 2-3 tyg pisała z nim na fb chwilę (z jego inicjatywy) no i tyle. Na początku związku ze mną zabrała niby jeszcze resztkę rzeczy, ale zostawiła te książki i lapka, ktore potem chciała odzyskac. Generalnie uważa, że kontakt z byłym, taki koleżeński to nic złego i nie zamierzała z niego zrezygnować. Nie doszukuję się tu powodów rozstania, bo raczej nie było nic między nimi, akurat tego jestem pewny. Ale mówię to, żeby pokazać jej upartość.
Pewnie dostarczał jej w związku dużo emocji, to raczej silny typ, ćwiczył jakieś sporty walki itp. Zupełnem moje przecwieństwo.
[B)] w łóżku jakoś, nie wiem czemu, wcześniej to ignorowałem, miałem tak, że chciałem (nie mam problemów ze wzwodem jako tako i przy masturbacji) w nią wejść, ale mi opadał. Raz, drugi się nie udało i przed trzecim już ona świrowała... W świeta Bożego Narodzenia zrobiła histerię, że narobiłęm jej nadziei, że będzie fajnie (wcześniej seks miała podobno niefajny, typowo mechaniczny, przy mnie orgazmy miała przy pieszczotach, fakt, mówiłem, o róznych fantazjach itp), a tu zonk. Że czuje się oszukana, bo ja nie mogę nic zrobić. Że w perspektywie czasu może mnie kiedyś zdradzić itp. Że chyba jest między nami za dużo różnic itp.
c) mówiła mi, że czuje się tak, że to ona w tym związku spodnie nosi, że ja używam dużo zdrobnień, że jestem rozlazły czasami, że ona się nie ucze ode mnie niczego, ona potrzebuje faceta a nie dziecka i tak dalej. Fakt, no wyszedłem na typowego Misia. Za bardzo się pewnie starałem. Na początku związku miałem zasady z tyłu głowy, m.in: nie pisz za dużo, nie angazuj się za bardzo. Ale potem trafiło i przegrałem. Zarzucała mi też to, że się wszystkim cieszę, czasami jak dziecko itp. No może i tak, taki charakter. Potem to ogarnąłem troszkę.
d) była strasznie zimna - po tym, jak w łóżku nam się nie układało, bałem się spróbować. Bo ona histeryzowała i to cięzko tak. Zamiast powiedzieć "nic się nie stało, damy radę" to ona mówiła, że boi się spróbować, bo boi się swojej reakcji. Już w styczniu jak czasami chciałem ją pocałować, to mówiła, że nie ma ochoty. Seksu też nie było. W lutym, na poczatku, gdzieś tam sprobowaliśmy, ale też nie wyszło. Ale chłód był.
e) jej siedzenie na telefonie - ma dużo koleżanek, fakt i non stop siedziała na komórce - a to FB, to whatsapp - mówię: odłóż to, oglądamy film, nie musisz mieć teleefonu przy sobie cały czas, po co ? A ona , że chce. No i takie gadanie. Kiedyś się na nią wydarłem o to, to powiedziała, że to było nawet fajne, bo wreszcie były emocje. Ale jak potem chciałem, by to ogarnęła, to powiedziała: "ale mi tak jest dobrze"..
f) jej upartość i dominacja - wraca z imprezy z ludźmi z pracy, mówię: weź taxi, stać Cię na to. A ona, że nie wie, że raczej nie, że zawsze pieszo wracała. To ja mówię: ale nie zawsze byłaś ze mną. No ale ona swoje. I potem w pt o drugiej w nocy dzwoni, pijana, i mówi, że wraca... A ja co? Serducho w gardle, ale gadamy. Powiedziałem jej wcześniej, że ja po nią w nocy nie będę jechał. I słyszałem tylko jak z 2-3 razy ktoś ją po drodze zaczepiał. Widzą ładnie ubraną laskę, pijaną, piątek, noc, to cóż się dziwić. Strasznielubiła mieć rację.
Nawet po tygodniu powiedziała, że mógłbym trochę przytyć.Jej były był lekkim koksem, może dlatego, nie wiem. Ale po drugim takim tekscie powiedziałem: to tak, jakbym ja Ci kazał schudnąć... Troszkę ogarnęła, ale potem: "ale możemy jakieś białko kupić, możesz pójść na siłownię itp". Czy ona zaczęła ćwiczyć, żeby zrzucić troszkę nadwagi? Pewnie, że nie. Ale wymagać chciała...
Końcówka
W zasadzie już po nowym roku zdarzało jej się mówić, że nie wie, czy damy radę, że się wypala itp. W walentynki pogadaliśmy tak szczerze, ona mowila, że nie jest w stanie nic wykrzesać i tyle. Że może przerwa (na 5 miechów ma wyjechać na drugi koniec Polski, ale mieliśmy się widywać co 2 tyg i tak) coś da, że może ona zna owo zatęskni, bo na dzień dzisiejszy, to tylko ją denerwuję itp. I kilka dni temu powiedziałem jej (po rozmowach z kolegami i koleżankami, ktory doradzali, żębym pokazal, ze mam jaja i sam to skonczyl), że nie chcę grać już w jej grę pt. niezdecydowanie i że kończymy to. Ona płakała, chciała mnie dotknąć, przytulić na zakończenie, powiedziałem, że mnie nie można mieć "trochę". A ona: że bywam czasem okrutny. No tak, zawsze była panią sytuacji, teraz nagle to był szach-mat dla niej, ja zrobiłem krok. Przepraszała, bo bardzo bychciała, żeby coś wyszło, no ale nic nie czuje itp.
Jeśli laska od miesiąca powtarza, że nic z tego chyba nie będzie, że już nawet ta przerwa, która poczatkowo miała coś wnieść nic pewnie nie da, to było to jedyne sensowne wyjście, prawda (wiem, i tak za późno)? Nie ma co jej idealizować, ale generalnie mieliśmy zaj**isty kontakt z naszymi rodzicami, znajomymi, dużo chodziliśmy wszędzie - kina, teatry, kluby, spotkania z ze znajomymi, itp mega fajnie i tego mi szkoda, ale między nami nie pykło. A byłem z nią, a nie jej rodziną/znajomymi.
Oddałem jej wszytkie rzeczy i tyle. Ona jeszcze napisała SMSa, że dziękuje za wszystkie miłe chwile i już mnie nie męczy. Odpisałem, że też dziękuję, życzę wszystkiego dobrego. I zero kontaktu od 3 dni już.
O co mi chodzi w tym poście? Abyście mi pomogli ogarnąć mnie samego. Dużo już czytałem tego forum, wiem co i jak, ale tutaj spartoliłem wiele spraw... I szczerze mówiąc, nie chce mi się zaczynać milionowy raz od nowa... Muszę od początku już obserwować pewne rzeczy i nie zmieniać siebie za nadto. Mam głupi zwyczaj ulegania.
Fakt, że tutaj oduczyłem się głupiej zazdrości, poczułem się jeszcze pewniej jako facet (jednak ja, student, wyrwałem laskę z zawodem), niebrzydką itp), z mojego miasta (to też pierwszy raz, zawsze były z okolic) - więcm ogliśmy się widywać kiedy chcieliśmy. I tak sobie myślałem, że już nie chcę jakiejś studentki skądś tam, tylko konkretnej babki, wymagania moje wzrosły.
Przyczyny i skutki
Kiedyś usłyszałem, że mam kobieecy mózg. To był raczej komplement (przynajmniej z perpsektywy tamtej kobiety), bo je rozumiem itp. Ale zamiast to wykorzystać, to ja partolę wiele spraw. Zajmuję się wieloma rzeczami, inicjatywami, któe może ostatnio zawliłem, bo przecież miałem tę jedyną... Byłem sam prawie 1.5 roku, więc nie szuakłęm na siłę. No ale jak już ją poznałem to cóż... Może moja uległość bierze się stąd, że jestem raczej wychowany z mamą. Tata na delegacji... Dobry kontakt z rodzicami mam, nawet bardzo dobry. Ale mama raczej to ta dominująca i pewnie takiego czegoś szukam podświadomie. Ale np. mój brat ma partnerkę, przy której on sam robi wszytko. Pierze, sprzata, gotuje, zajmuje się dzieckiem. Nie chcę tak skończyć.
Z góry dzięki za odpowiedzi wszystkim tym, którzy przebrną przez te literki [:)]
Pozdrawiam serdecznie!