Otóż historia jest taka...
Jestem w związku ponad rok, ale jest to związek na odległość.
Cały czas mam wątpliwości czy to ma jakiś sens on tam, ja tutaj widzimy się raz na 2 miesiące, ale dla mnie to stanowczo za mało.
Mówię swojemu R. o tym, że jest mi ciężko być w takim związku. Kiedy mam jakiś problem albo wątpliwość rozmawiam z nim na ten temat, a on zwyczajnie mówi mi, że przesadzam i ciągle szukam jakiś problemów. Chciałabym żeby poświęcał mi więcej czasu, żebym czuła się najważniejszą osobą w jego życiu, ale niestety tak nie jest. Gdy przyjeżdża do Polski ma dużo spraw do załatwienia, oczywiście chce też spędzić czas z rodziną i ja to rozumiem. Przynajmniej staram się być dla niego wsparciem i rozumieć jego postępowanie, ale czuje się jak dodatek. O którym czasami sobie przypomni, na imprezach ważniejszy jest alkohol niż ja. Wtedy tak jakby zapominał o moim istnieniu.
Dzwoni do mnie prawie każdego dnia gdy jest zagranicą, ale czy to nie jest dla niego tylko jakiś obowiązek i tylko dzwoni dla świętego spokoju żebym się nie czepiała? Pytając go co nowego słychać on odpowiada że nic ciekawego i że nic się nie dzieje. I żebym to ja opowiadała co u mnie. Gdzie ja też jestem ciekawa co robił jak w pracy i takie tam.
Ostatnio ma strasznie kiepski humor próbuje się dowiedzieć o co chodzi, ale mówi że jest wszystko ok. I że ja też tak mam czasami, ale wtedy mówię mu co się stało i razem próbujemy rozwiązać sytuacje. Jest jak gdyby zamknięty coraz bardziej w sobie i nie wiem dlaczego.
Zastanawiając się nad nami zrobiłam bilans plusy i minusy związku.
Jaki wynik? Więcej minusów! Hmm i nasuwa się pytanie po co jest ten związek?
Nie wiem co mam robić, nie mogę z nim o tym porozmawiać, bo uważa że szukam dziury w całym i się obraża.
Powiedzcie mi jak rozwiązać tę kwestię. Bo ja już nie mam siły.