Witam, pewnie wiele tutaj takich wątków, ale muszę się wyżalić, bo już mi się ulewa. Otóż jestem z moim facetem 4 lata, od grudnia mieszkamy razem i szlag mnie trafia. Wg niego - jego praca jest cięższa, bo jest w niej czasami po 12-14 godzin - ja natomiast przychodzę do pracy i wywalam nogi na stół. On jest wychowany tak, że matka podsuwał mu wszystko pod nos, a ja nie dam z siebie zrobić niewolnicy i stąd biorą się konflikty. Jestem osobą, która nie ma bzika na punkcie sprzątania i nie biegam z miotłą 24 h/dobę, ale uważam, że skoro mamy wyremontowane mieszkanie, to warto dbać, by nie zapuścić mieszkania. On je - i nawet talerzy nie zaniesie na blat w kuchni. Jedyne co robi, to wyrzuca śmieci, ale pod warunkiem, że już się wysypują ze śmietnika. Ja gotuję, sprzątam, robię zakupy, prasuję, piorę. Bardzo mnie to irytuje i frustruje, że mimo, że go proszę, żeby mnie choć trochę odciążył, to mówi, że dla mnie ważniejsze jest sprzątanie niż on i jak mi się nie podoba, bo on się już nie zmieni, to się wyprowadzi. Dzisiaj myję okna - a on zamiast chociaż zapytać w czym mi pomóc, to siada przy komputerze. Wrrr... Tydzień temu zrobił mi awanturę, że musiał przeze mnie jeść starą szynkę, która śmierdziała i była sina - to nic, że razem ją jedliśmy, a ja wędlinę jem w dniu zakupu i najdalej następnego dnia. Płakałam cały wieczór, bo akurat takich rzeczy pilnuję i byłam pewna, że wędlina była dobra. Po kilku dniach okazało się, że po prostu ta wędlina mu nie smakowała i jednak nie była stara.
Proszę o pomoc...