Poznałam się z M. na początku marca tego roku. Od samego początku wiedziałam że ma dziewczynę z tym, że bardzo mi się podobał i gdyby nie przypadek, pewnie byśmy się nie poznali. Kolejne spotkanie było również przypadkowe, ale tak samo miłe i wesołe jak pierwsze. Od pierwszej sekundy czułam że jest dla mnie kimś wyjątkowym, czułam dreszcze, motyle w brzuchu, denerwowałam się kiedy na mnie patrzył, robiłam się czerwona i pociły mi się dłonie. Zachęcana przez przyjaciółkę zdecydowałam się zapytać go o spotkanie, jakiś wypad na kawę, spacer. Zgodził się natychmiast, wymieniliśmy się numerami, był bardzo serdeczny, zadawał mnóstwo pytań, droczył się ze mną, itd. Kiedy zadzwoniła do niego jego dziewczyna odrzucił połączenie mówiąc mi, że "to nic ważnego". Nie drążyłam bo uznałam że jeśli zechce sam powie szczególnie, że sama ukrywałam coś istotnego. Żegnając się zaprosił mnie na obiad podczas którego zdecydowałam się mu wyznać prawdę, że mam córeczkę. Zakładałam że mnie spławi, ale powiedział wtedy że on ma dziewczynę z którą bardzo się mu nie układa bo oboje przestali się starać (związek 7-letni!), jest z nią z przyzwyczajenia, a ona traktuje go jak bankomat i pewną przyszłość bo znają się od dziecka, mieszkają razem i jego rodzice ją nie tylko akceptują, co również uwielbiają i nie wyobrażają sobie innej partnerki dla syna. Mówił że od jakiegoś czasu planuje się z nią rozstać ale nie miał nigdy odwagi i odpowiedniego bodźca bo zawsze kiedy się na to zbierał uznawał że może da im jednak szansę. Spotykaliśmy się co drugi dzień, poznał się z moją córką którą jak mówił, pokochał od pierwszej chwili, z nią się "rozstał". "Rozstał", bo zostali przyjaciółmi ze względu na wieloletni związek, bliskie miejsce zamieszkania, dobrą relacje między ich rodzinami. Bałam się z nim związać chociaż wiedziałam już wtedy że go kocham, on także wyznawał mi miłość, mówił że przy mnie czuje to czego przy niej nie czuł, że jest szczęśliwy, jestem sensem jego życia, powodem dla którego chce być coraz lepszym człowiekiem, dla którego chce się rozwijać. Dał mi wtedy jej numer telefonu żeby ona mnie zapewniła, że między nimi na pewno już koniec. Rzeczywiście zrobiła to dodając, że ona nadal go kocha i z niego nie zrezygnuje a jego rodzina mnie nie znosi chociaż nawet mnie nie widziała bo się o to postarała. Dałam nam szansę i byłam szczęśliwa, ale wtedy dowiedziałam się że ona jest w ciąży. Zostawiłam go bo nie chciałam być przeszkodą dla tej rodziny, sama nie jestem z ojcem mojej córki i wiem jak mi ciężko chwilami. Chciałam by jego dziecko miało pełną rodzinę. On do niej nie wrócił ale zapewnił że jej pomoże, z tym że ona traktowała go znowu jak "swojego". Katowała mnie mms'ami gdzie się całują. Nagle poroniła "z mojego powodu bo się denerwowała, bo ją nękałam" chociaż w rzeczywistości nie odzywałam się do niej tylko ona zawalała mi skrzynkę sms'ami, wycofałam się bo chciałam by byli szczęśliwi (do teraz sądzę, że ciąży nie było). Daliśmy sobie kolejną szansę, jego rodzina rzeczywiście nie chciała mnie nawet poznać, skreślili mnie ze względu na moje dziecko. Z tym że on stał się zazdrosny o ojca mojej córeczki. Mieszkamy z M. daleko od siebie, on ma mieszkanie niedaleko mojego domu, ale z uwagi na pracę sporo podróżuje i sezonowo bywa nieodpodal mnie. Miałam awanturę w domu podczas której tata wyrzucił mnie z domu, zamieszkałam tymczasowo u rodziny taty mojej córeczki (wcześniej pytałam ludzi z mojej rodziny czy mogłybyśmy się z córką u nich zatrzymać, ale każdy odmawiał: bo wyjeżdżają, bo remontują, itd). M. miał o to do mnie wielki żal, zrobił się złośliwy, nasz związek był wtedy związkiem na odległość więc cały kontakt opierał się na sms'ach. Stwierdził że nie potrafi zaufać ojcu mojej córki który bardzo mnie kocha i tego nie ukrywa, wyrzucił mi też inne sprawy które go denerwowały związane z moją samooceną której nie potrafił (choć się starał) w żaden sposób poprawić przez co zawsze gdy był blisko atmosfera się psuła, czy też związane z moim zdrowiem (że nie chodzę do psychologa chociaż sobie nie radzę z pewnymi sprawami, a nawet jeśli coś mnie boli to staram się to przed wszystkimi ukryć). Rozstaliśmy się bo uznałam że go blokuję, że jestem za mało dobra, że nie jest szczęśliwy ze mną. Jakiś czas nie mieliśmy kontaktu, miał urlop, robił "podchody" przez moich przyjaciół, po czym ponownie się odezwał, przepraszał za swoje zachowanie, tłumaczył mi punkt po punkcie o co mu chodziło i że wspólnie możemy temu zaradzić. Pisal wtedy że nie potrafiłby związać się z inną kobietą bo tylko mnie kocha i tylko przy mnie jest w pełni szczęśliwy. Przyjechał, przepraszał osobiście i prosił bym to przemyślała. Kiedy wyjechał poczułam wielką pustkę i wiedziałam że bardzo go kocham i bardzo chcę by był, ale ciągle czułam lęk. Pogodziliśmy się, przyjechał do mnie na tydzień. Bardzo szczęśliwy dla mnie tydzień chociaż zdrowotnie dla mnie ciężki (musiałam mieć przetaczaną krew - jego krew, bo mamy taką samą grupę). Mimo tego było mi przy nim cudownie, nic się nie liczyło tylko on, ja i moja córeczka. Czułam jak spełniają się moje marzenia, że żyję w bajce przy moim ukochanym, wymarzonym księciu. Ledwo wyjechał dostałam wiadomość od jego eks, że zanim się pogodziliśmy byli razem w Portugalii u wspólnego znajomego (wiedziałam że tam był, ale nie wiedziałam że z nią) i spędzali romantycznie czas, do tego mnóstwo mms'ów które miały mi pokazać że byli tam rzeczywiście razem i jak było im tam dobrze. Dodała również że może znowu jest w ciąży i że M. będzie wniebowzięty bo chciał dziecka. Było mi przykro chociaż wiem że nie byłam z nim wtedy. Tłumaczył że chciał im dać ostatnią szanse, ja go nie chciałam, byłam blisko taty mojej córki i chciał spróbować z nią ponownie, że był zraniony i podczas tego wyjazdu powiedział jej że to pomyłka, że między nimi już nigdy nic nie będzie bo kocha tylko mnie i ona może być jego przyjaciółką, jeśli jej przyjaźń jest szczera. I że nie mówił mi o tym bo nie chciał mnie zdenerwować, a ona w ciąży na pewno nie jest, a jeśli tak to nie z nim.
Kocham go i tego jestem pewna. Ale bardzo zaburzyła się moja pewność siebie, poczucie stabilności, to że wraca do niej i nie potrafi z niej zrezygnować również boli bo czuję lęk, że może jednak ja jestem jakąś nowością dlatego jestem atrakcyjna a normalny związek łączy go z nią. Już wiele złego przeszłam z tatą mojej córki któremu wybaczyłam ze względu na dziecko i z czasem odbudowaliśmy relacje która jest teraz przyjacielska. Każda kolejna rana jest dla mnie bardzo bolesna, nie mogę wymagać od niego aby zerwał z nią kontakt, ale jej obecność i że jej posunięcia są aprobowane przez jego rodziców to dla mnie kolejny powód do lęku. Ciągle się boję, że się rozmyśli, znajdzie lepszą. Zaburzyło się moje zaufanie, nie rozumiem i on też nie potrafi mi wyjaśnić dlaczego to zataił i dlaczego jej na tyle pozwala. Poza tym denerwujące jest dla mnie że ona jest na każdej rodzinnej imprezie, sadzana obok niego i traktowana jak jego kobieta, chociaż razem nie są.
Nie wiem co mam robić. Znowu wpadłam w wielki dół z którego nie potrafię wyjść. Przez to ile ran mi zadano boję się wszystkiego. Przeszłam przez wiele gabinetów psychologicznych/terapeutycznych/psychiatrycznych. Ale nawet to mnie przerasta. Ostatnie 3 dni spędzam na leżeniu i płakaniu a jedyne czym się interesuje to moją córką i dbam tylko o jej potrzeby. Nawet mam w głowie myśl czy nie powinnam dla jej dobra uspokoić swoich emocji i uczuć i dać szansy jej tacie żebyśmy stali się prawdziwą rodziną, ewentualnie wspólna terapia. Teraz tylko jej dobro jest dla mnie ważne ale mimo wszystko jestem bardzo nieszczęśliwa i słaba.
Wybaczcie że się rozpisałam, ale chciałam się wygadać... Chciałam by ktoś obiektywnie spojrzał na sytuację...