Opiszę swoją sytuację (mam nadzieję,że ktoś coś z tego zrozumie):
Tak więc, zaczęło się od tego, że zaszłam w ciąże ze swoim wtedy jeszcze chłopakiem. Rodzicie przyjęli to dosyć łagodnie. Wszystko było pięknie ładnie, dopóki on nie uparł się żebym u niego zamieszkała. A zatargi z jego matką miałam jeszcze zanim właśnie się do nich wprowadziłam. Po jednej poważniejszej sprzeczce z obecną teściową ona zaczęła wbijać mojemu wtedy jeszcze chłopakowi, że ja nie jestem dziewczyną dla niego. Ale on to olał. W trakcie ciąży pracowałam całymi dniami, więc rzadko bywałam "w domu". Ale w pracy dostawałam od niej smsy typu "może wystarczy już tej pracy na dzisiaj". To było ponad rok temu. Tak na dobre zaczęło się kiedy urodził się nasz syn i ja zrezygnowałam z pracy, znakiem tego siedzę całymi dniami z NIĄ! Jesteśmy z mężem po ślubie cywilnym, teraz planujemy kościelny no i oczywiście zaczęły się przygotowania. Teściowa nic nie pozwoli mi zrobić tak jak ja chcę, nawet suknię ślubną jeździła ze mną wybierać. Jeszcze tekst mojego męża "jak mamie się spodoba to mi też". W domu są dwie babki mojego męża, dziadek, ojciec, matka i siostrunia. Ostatnimi czasy ja zajmuje się domem (sprzątam, gotuję, piorę) szwagierka nie robi nic tylko stroi się i lata gdzieś, a teściowa dyryguje wszystkim, a w szczególności mną... "daj małemu teraz obiad" "mały pójdzie teraz spać" "poodkurzaj" "pozmywaj naczynia" itp itd. Od jakiegoś czasu poruszana jest kwestia zapraszania gości na nasze wesele. Ustaliliśmy, że oboje z mężem zaprosimy rodzinę, a znajomych (chociaż i tak wspólni) z drużbami. Pomijając fakt, że teściowa nie chciała żebyśmy razem kogokolwiek zapraszali. Bo co ludzie powiedzą. Przecież i tak jesteśmy małżeństwem! Ale jest nowy pretekst żeby pognębić synową. "My z M. pojedziemy tu prosić tam prosić" A ja? Halo. Jak jej zwróciłam uwagę to zaczęła się na mnie drzeć że ja tej rodziny nie znam i ona nie da im satysfakcji żeby tylu ludzi pojechało ich na wesele zaprosić. Oczywiście wywiązała się z tego większa awantura. Gdy powiedziałam o tym mężowi to ten do mnie, że jego to nie interesuje i to ne jego sprawa. I tak jest zawsze. Nie wiem co mam robić. On sobie znika na całe dnie (do 17 pracuje a później leci to do kolego pomóc coś robić, to w garażu coś dłubie i codzień coś) a ja siedzę u niego w domu i wysłuchuję i za niego i za szwagierkę i wszystko moja wina. A na koniec dodam tekst jaki teściowa często do mnie mówi "Gdybym ja miała inną synową to byłoby całkiem inaczej". A mąż na to nic, nie jego sprawa.