W dzisiejszej notce chciałam prosić Was abyście postawili się na moim miejscu i odpowiedzieli co zrobilibyście w sytuacji, którą opiszę.
Do 14 grudnia razem z moim chłopakiem musimy wyprowadzić się z mieszkania które wynajmujemy. I tu zaczynają się kolejne schody - między nami stosunki popsuły się. Nie dogadujemy się w wielu kwestiach, codziennie dochodzi do ostrych kłótni, mamy zupełnie inne poglądy na życie, staliśmy się dla siebie po prostu obcy. Z czasem okazało się, że nie pasujemy do siebie. On twierdzi, że jest nieszczęśliwy bo nie robię tak jak on che, że doprowadziłam do nieciekawej sytuacji życiowej, z której nie potrafię nas wyciągnąć (ciągłe przeprowadzki, brak pracy, pieniędzy itp). Ja z kolei nie chcę żyć jak on sobie wyobraził, nie mówię mu o wszystkim, nie podoba mi się, że muszę robić tak jak on chce, ale nadzwyczajniej boję się mu o tym powiedzieć. Szantażuje mnie emocjonalnie, że jak go zostawię albo czegoś nie zrobię to się zabije, nienawidzi mojej rodziny bez której ja nie mogę żyć, nie chce żebym do niej jeżdziła, a ja tak bardzo za nimi tęsknię...Tęsknię za rodzinnym domem, bliskimi, wspólnym czasem spędzanym podczas różnych uroczystości i ogólnie z tym co było, a czego nie mam przy nim.
Nie potrafię tak już żyć i oszukuję go, że wszystko jest dobrze między nami. Ja chcę być niezależna, mieć znajomych, kontakt z rodziną, żyć jak normalny człowiek a przy nim tego nie mam. Nie lubi nigdzie wychodzić - kino, koncerty są dla niego stratą czasu i pieniędzy, wydają się dla niego dziecinne. Chciałby założyć rodzinę, mieć dzieci, a ja jestem na to jeszcze niegotowa. Nie widzę perspektyw dla dzieci nie mając stałego zamieszkania i pracy. Zbyt poważnie i emocjonalnie podchodzi do wszystkiego. Poza tym jest arogancki, kłótliwy, wszyskie sprawy od razu chciałby załatwiać krzykiem, trzeba się dostosować do niego, bo jak nie to się obraża i oburza. Owszem - zapewnił mi miłość, opiekę, uczucie którego u innych brak, ale ja czuję, że nie umiem żyć w sposób w którym żyję teraz...
Nie chchę już dłużej tego ciągnąć - oszukiwać siebie i jego. Ale jak daję mu do zrozumienia, że nie chcę z nim być, to zarzeka się, że się zabije, potem wpada w histerię, przeprasza, mi mięknie serce i tak w kółko...
Owszem - ja też nie jestem bez winy. Nie robiłam w porę rzeczy które nie doprowadziłyby do nieciekawej sytuacji życiowej. Może po prostu nie umiałam bo nie jestem gotowa do dorosłego życia? Zraniłam go parę razy, zachowując się jak egoistka przez co mi nie ufa. Byłam niezdecydowana w wielu kwestiach co doprowadzało go do szaleństwa no i nie dziwię mu się. Pojechałam do bliskich których on nienawidzi oczywiście nie spodobało mu się to, ale moja psychika nie wytrzymała problemów. Trzymałam go w niepewności np. gdy rozważałam odejście od niego. I jestem tego świadoma, że zachowuję się nie fair.
Pewnie niektórzy z Was nazwą mnie egoistką bez uczuć, ale tak nie jest, Ja po prostu czuję, że muszę żyć inaczej żeby nie cierpieć, ale jednocześnie nie oszukiwać jego. Tylko jak mu to powiedzieć? To wykluczone!
Proszę, doradźcie jak dorośli ludzie, co mam robić w takiej sytuacji? Mieszkania już nie znajdziemy a wyprowadzić się trzeba. Mam wracać do rodzinnego domu? Nie wiem, wsiąć w pociąg tak bez niczego uciec i porozmawiać z bliskimi o tym wszystkim? Najchętniej właśnie tak bym zrobiła - rodzina na pewno mnie zrozumie,ale czas nagli no i co z nim? Nie chcę mieć żadnych wyrzutów sumienia i go tak zostawiać, nie chcę żeby cierpiał ale ciągnąć tej chorej sytuacji również nie potrafię.