Hmmm... kiedy ja zaczęłam się malować nie chodziło wcale o przypodobanie się chłopcom ani o upiększenie siebie tylko właśnie o dodanie sobie pewności siebie. Z natury jestem osobą potwornie nieśmiałą, niesamowity ze mnie mazgaj i często z tego powodu nie radziłam sobie w kontaktach z ludzmi. Na ratunek przyszedł mi makijaż. Kiedy wytuszowałam rzęsy i nałożyłam błyszczyk czułam się pewniej. Trudniej przychodził mi płacz, kiedy wiedziałam, że pod wpływem łez będę wyglądała jak panda.
Drugą sprawą jest pewna presja ze strony otoczenia i mediów. Wszystkie modelki i panie w tv mają wyretuszowane buzie i piękny makijaż. Większość więc idzie za ich przykładem i też się maluje wychodząc na tym lepiej niż ta część, która tego nie robi.
Rzecz kolejna to chęć ukrycia niedoskonałości. Jak ktoś ma plamy albo przebarwienia na buzi, blizny potrądzikowe czy inne takie nieprzyjemne ujmy w wyglądzie, a ma możliwość zamaskowania ich i uniknięcia dzięki temu dziwnych spojrzeń czy uwag na ulicy to czemu by nie? Jak kobieta z jakiegoś powodu jest łysa to nie ma prawa ukryć tego pod peruką i czuć się ze sobą dobrze, bo to nienaturalne?
A co do faktu, że ukochany czy ktoś inny prędzej czy pózniej zobaczy nas bez upiększaczy to akurat normalne i jakoś to na mnie wrażenia nie robi. Dla osoby która nas kocha jesteśmy piękne w każdej z tych postaci. Liczy się więc bardziej to jak my się czujemy lepiej
Tylko trzeba pamiętać, że jak się nakłada makijaż to trzeba to robić umiejętnie i z umiarem