Długo zastanawiałam się, czy zakładać tu ten temat, ale już chwytam się wszystkiego, więc nie zaszkodzi i tutaj zaczerpnąć trochę wiedzy. Może ktoś miał podobny problem i jakoś udało się z niego wyjść.
Mój ojciec jest alkoholikiem. On oczywiście nigdy się do tego nie przyznał, oraz problemu nie widzi. Te jego ciągi były znośne, przynajmniej ja z siostrą tak bardzo tego nie odczuwałyśmy. Nasza mama na pewno miała z tym większą styczność. Dawała sobie z tym radę, bo powtarzały się one tak mniej więcej co trzy miesiące i trwały około 2-3dni. Niestety mama zmarła w lipcu ubiegłego roku...Był (i jest!) to dla nas szok, jednak mimo wielkiej pustki w sercu, staramy się żyć dalej. Ja mieszkam z partnerem, siostra również, a ojciec został sam w domu, w którym mieszkał razem z mamą - tam też mama zmarła... Dwa tygodnie po pogrzebie, ojciec miał zawał i koronografię robioną. Określam to mianem szczęścia w nieszczęściu, ponieważ po tym, tata się wystraszył i zaczął dbać o zdrowie i przyjmować leki. Nie było mowy o spożywaniu alkoholu, także wszystko dobrze zaczęło się układać. Zdaję sobie sprawę, że ojciec czuł się samotny w domu (odwiedzałam go tylko na weekendy - praca etc.). W lipcu tego roku, zaczęłam podejrzewać, że ojciec kogoś ma. Moje domysły okazały się słuszne. Poznał kobietę, młodszą od siebie o 10lat. Razem z siostrą nie miałyśmy nic przeciwko, aby kogoś sobie znalazł, zawsze byłoby mu raźniej z kimś. Problem jest w tym, że ta kobieta nadużywa alkoholu...jest, tak samo jak i ojciec, alkoholiczką. Pierwszy raz ją poznałam wtedy, kiedy tak zauroczyła mojego ojca, że odstawił leki i ruszył z nią w cug alkoholowy..Musieliśmy ją wywieźć do jej domu, aby ojciec mógł wytrzeźwieć i dojść do siebie. Trwało to ponad tydzień. Próbował się leczyć metodą na tzw. klina, ale to nic nie dało. Musiała przyjechać ona (już trzeźwa - jej zdecydowanie łatwiej wyjść z transu) i go przypilnować, bo nas córek nie chciał słuchać. Nie obyło się wtedy bez wezwania pogotowia...Znowu się trochę przestraszył i opanował. Ona pojechała do siebie, tylko na weekendy przyjeżdżała do ojca. Aż w zeszłym tygodniu, całe trzy dni, nie mogłyśmy z siostrą się do niego dodzwonić. Pojechałam tam do niego w pt. Na podwórku widziałam, że są rzeczy takie, które sugerują, że jest w domu. Pukałam, ale mi nie otworzył. Kiedy wróciłam do domu, udało mi się do niego dodzwonić i jedno co było zrozumiałe to to, że jest kompletnie pijany (!) i oszukał mnie, że go nie ma w domu...a był! W sobote, razem z siostrą pojechałyśmy tam do niego. Pukałyśmy do drzwi i okna, ale ponownie nie otwierał. Miałyśmy klucze zapasowe i dopiero jak usłyszał, że otwieramy drzwi, otworzył nam drzwi...pijany w sztok, z pretensjami. Na początku nie chciał nas wpuścić do środka, ale weszłyśmy siłą. W domu pieprznik, jak w melinie (ojciec jest pedantem!), jego luba napierniczona nie mniej niż on, w łóżku...Od słowa do słowa, zrobiła się nieprzyjemna sytuacja. Powiedziałyśmy co o tym wszystkim myślimy, co o niej sądzimy i wyszłyśmy. Same już nie wiemy co możemy zrobić z tą sytuacją. Ojciec pije, aby dotrzymać jej towarzystwa. Nie leczy się, nie przyjmuje leków. Z domu, gdzie mieszkała mama i tam gdzie znajduje się dorobek Jej życia, robi melinę..Serce się kraja po prostu. Do tego obawiamy się o zdrowie ojca. Nie powinien pić, a pije. Kwestia wyboru między nami dziećmi, a nią nic nie daje. Ojciec uważa, że my już mamy swoje życie, a on swoje. Wiem, że jest dorosły, ale naprawdę nie ma sposobu, aby jakoś na niego wpłynąć? To ojciec, mimo że nie był przykłady, człowieka sumienie rusza i taka bezsilność męczy...