Czy któraś z Was miała sytuację podobną do mojej ? Podzielcie się proszę opiniami bo mi się w życiu strasznie pomieszało
Nie mogę dogadać się z narzeczonym odnośnie mieszkania, Jego rodzice lubią się wtrącać rządzić... Zgodziłam się już by wyremontować poddasze u mojego narzeczonego, wyjdą tam2pokoje, kuchnia, łazienka ale wejście było by przez wejście do mieszkania jego rodziców.Boję się, że będą sie wtrącać, oni strasznie się wywyższają robią wszystko tak by nikt im nie dorównał.Obiecali mi że zrobią nam poddasze ucieszyłam się, przyzwyczaiłam się do tej myśli a oni nagle że nie bo kasy nie mają, a kupili sobie teraz auto... wykładają w kamieniu kuchnie salon...a swojemu jedynakowi nic nie pomogą.Próbuje nakłonić narzeczonego do wynajmu mieszkania chociaż na rok żeby odciąć tą pieprzoną pępowinę ale on nie jest z tego powodu szczęśliwy...niby dotarło do Niego że kierują nim jego rodzice i strasznie się wkurza jak o nich mówi i mówi że już nikt nigdy nie będzie mu mówił co ma robić że przestanie żyć pod ich dyktando że to będzie moje poddasze, moje pokoje i wszystko tak jak będę chciała byśmy byli szczęśliwi... ale ja mam taki opór bardzo bym chciała by choć przez rok oddalić się od wszystkich a wynajem - moje dojazdy do pracy od Niego zrównają się do kosztów wynajmu ... Pomóżcie, bo ja zwariuje !! Niby drzwi zamknięte będą, nasze mieszkanie oczywiscie ZA NASZE pieniądze(co wydaje mi się chore), ale z drugiej strony mam wrażenie że ciągle coś będą chcieli, będą się wtrącać a mój narzeczony nie sprzeciwi się On stał się uparty i ja, ja powtarzam że nie będę tam szczęśliwa bo nie mam nic do powiedzenia, a on że nie pozwoli na to że już się wszystko zmieni i właściwie mam wrażenie że jeśli nie zgodzę się przyjść do niego po ślubie(za 7miesięcy) to po prostu będzie koniec...