Mam przyjaciela który otworzył firmę budowlaną w Danii. Państewko niby nieduże, ale zadziwiło mnie to co na jego temat usłyszałem.
Podobno u nas wprowadzono program przyjaznego państwa... podobno. Małe porównanie:
U nas np. aby zbudować dom trzeba skompletować teczkę dokumentów i mniej więcej przez rok odwiedzać rozmaite urzędy oraz specjalistów którzy uświetnią owe papiery swoimi pieczęciami. Tam, w danii wystarczy akt własności i plan budowy a urzędnik sam przyjeżdża na plac budowy i to on zajmuje się kompletowaniem dokumentacji. Tak jest praktycznie ze wszystkim. Tam nie chodzi się do urzędów jako petent jak u nas. To urzędnicy mają załatwić dla nas wszystkie formalności i robią to kontaktując się z innymi urzędnikami (przecież wynaleziono internet i maile). Obywatel ma pracować na podatek, a urzędnik nie ma prawa odrywać go od zajęć. Obywatel ma po prostu powiedzieć czego potrzebuje, a oni mają załatwić resztę. Od tego są. Nie sądzicie, że jest w tym jakaś logika?
Mój przyjaciel niedługo spakuje swoją rodzinę i przeprowadzi się tam - w sumie mu się nie dziwię.
Ciekaw jestem co na to powiedzieliby zasiadający na wysokich urzędach szefowie departamentów do spraw ważnych i ważniejszych, którzy wymyślają "ścieżki zdrowia" jakie musi przejść obywatel aby uzyskać zgodę od urzędu na zrobienie czegoś za swoje własne pieniądze i na swoje własne ryzyko - gdyby zamiast żądać przedstawienia dokumentów musieli sami je skompletować ?