Witam, jestem nowa na forum, więc nie miałam pojęcia, gdzie umieścić ten post.
Sprawa jak w temacie- studniówka, a właściwie dokonanie wyboru: iść czy nie iść. Dla wielu osób wydaje się to być oczywiste, ale niestety nie dla mnie. Sporo czytałam i trochę o tym rozmawiałam, ale nadal nie jestem zdecydowana.
Otóż sprawa wygląda w ten sposób: chwilę przed zapisami na studniówkę zerwałam z chłopakiem. Planowałam to od jakiegoś czasu, bo bardzo źle się dogadywaliśmy, nie bałam się, że zostanę sama bo już od początku zakładałam, że nie chcę uczestniczyć w tej imprezie. Było trochę rozpaczań z jego strony, że jak mogłam, że mnie kocha, że zostawiłam go na lodzie i tym podobne rzeczy. Gdzieś po tygodniu sprawa ucichła, a ja (idiotka) zaproponowałam mu, że gdyby zdarzyła się ewentualność, że na milion tysięcy procent nie ma z kim pójść to ja mogę, bo to ja jestem wszystkiemu winna etc. I wtedy dowiedziałam się, że znalazł już sobie inną laskę. Było mi nieopisanie głupio i myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Chwilę później trzeba było składac deklaracje o obecności na studniówce i partnerze. Cały czas trwałam w tym, że nie idę. Jak się okazało jedyna z całej klasy. Przez ok. miesiąc nie zaprzątałam sobie tym głowy, a na pytanie, czy idę odpowiadałam że po prostu nie i tyle. Dużo osób było zaskoczonych (bo w sumie ludzie mówią, że jestem b.ładna, ale jakoś ciężko mi w to wierzyć) ale w końcu dali spokój. Tłumaczyłam, że nie chce mi się, że wolę takie niebotyczne pieniądze wydać na coś bardziej wartościowego niż jedną imprezę z której i tak wyjdę po godzinie, że nie chce mi się szukać kiecki (trzeba jakoś wyglądać, a ja nie lubię mierzyć i się na siebie przyglądać, btw wyszłam niedawno z anoreksji i nie akceptuję swojego nowego ciała, mimo, że nadal jestem chuda). I ostatnio trafiło się, że koleżanka zaproponowała mi chłopaka. Na początku podeszłam do tematu sceptycznie, ale później zaczęłam się zastanawiać, ale chyba negatywy przeważają nad pozytywami. Boję się, że wyjdę na desperatkę, do tego na hipokrytkę, bo cały czas gadałam, że nie idę i się z tego śmiałam, a tu o, poszła jednak dziwaczka jedna.
Proszę, skomentujcie to jakoś, nie chcę, żebyście uznały to za użalanie się tylko pomyślały o tym jak o prawdziwym dylemacie (bo w tym momencie tak właśnie to dla mnie wygląda)....