Hej jestem tu nowa i prosze o rade, o cokolwiek bo juz nie wytrzymuje
Zaczne od tego ze w tym miesiacu nieregularnie bralam tabletki. normalnie biore o 20, a bralam 21-22, niby te 4 godziny marginesu byly, ale uzywalismy prezerwatyw przez ten caly miesiac, a okrres mi sie spoznia juz 7 dzien. we wtorek bylam bardzo poddenerwowana tym wszystkim bo albo ciaza albo znowu hormony. Mielismy z TŻ duzy kryzys, (mieszkamy razem na studiach) nasz zwiazek wisial na wlosku. Kłocilismy sie o byle co, on byl zły, ja chcialam sie pogodzic (wszystko wychodzilo ode mnie), on nie chcial, ja naciskalam i wychodzily pozadne klotnie i dlugie ciche dni. Mam problem z emocjami, bylam u specjlaity z tym. Obiecalam ze to sie nigdy nie powtorzy i czesto nie dotrzymywalam slowa bo balam sie za kazdym raem ze go strace. Ale dal mi szanse i postanwoilam jej nie zmarnowac. Przez caly iesiac mieszkania razem bylo cudownie jak nigdy, po prsuro jescze lepiej jak przed naszym kryzysem. Wracajac do problemu z okresem, we wtorek wlasnie bylam strasznie zdenerwowana. Moj D robil cos na laptopie i nagle zobaczylam ze na gadu dostepny jest jakis "Kama: zapytalam sie kto to jest, on powiedzial ze niewazne, ze stary kumpel i nic wiecej. Zawsze mi mowil o swoich znajomych wiec sie zezloscilam. Sytuacja z okresem dzialala na mnie jak naped rakietowy i wybuchnelo. znwou zaczelam naciskac, znowu nalegac, powiedzial ze jesli jutro bedzie tak samo to zrywa ze mna, bo nie wytrzymuje psychcznie. Na drugi dzien w srode zobilam wielki transparent "Kocham Cie" i zrobilam kolacje pry swiecach. Powiedzial ze po co to wszystko, ze zachowuje sie dokladnie tak jak wczesniej przy podobnych klotniach. Nie zjadl kolacji. urazilo mnie to i chcialam z nim pogadac, pogadalismy i mialo byc juz wszystko dobrze. Ale rano wszystko sie juz posypalo. Widzac jak wychodiz na uczelnie zly nie wytrzymalam. chcialam z nim pogadac, pocalowac, przepraszalam, blagalam zeby mi wybaczyl, powiedzial ze ciezko mu sie skupic bedzie na zaliczeniu z laborek bo nic sie nie nauczyl przeze mnie, przez cala ta sytuacje (kiedys tez nie mogl sie uczyc przeze mnie). Chcial wyjsc na uczelnie, a ja za nim wybieglam na klatke schodowa, szlam za nim i blagalam, powiedzial ze jak go zaraz nie puszcze to ze mna zrywa, chcialam zalagodzic to wszystko przytulic, on mmnie odpychal, to tak bolalo, dalej szlam za nim a on powiedzial ze ze mna zrywa, byl taki zly, zaczelam go bagac zeby mnie nie opuszczal, ze przepraszam. Powiedizla "Dobra, taak, jestesmyrazem" i wyszedl na uczelnie, juz nie poszlam za nim, nie mialam sily. Ja wrocilam do miasta wczensiej, on zostal na weekend w Łodzi. Nie piszemy do siebie, ja normalnie bym pisala ale chce dac mu czas na ochloniecie i przemyslenie, w niedziele bede chciala z nim pogadac. Zostawilam mu karteczke malo w mieszkaniu, w laptopie ,ze przepraszam ze go znowu zaiodalam, ze kierowaly mna emocje, ze zawiodla nie tylko jego ale rowniez siebie i szczerze zaluje tego poranka, ze go kocham mocno i prosilam o wybaczenie i danie sznasy.
Wiem ze to wszystko moja wina. Wiem. nie powinnam tak naciskac go zeby wybaczyl itd. ale balam sie. On dal mi sznase i ja wykorzysalalm, pracuje nad soba na swoim charakterem, potrzeba mi czasu, teraz znowu wybuchnelam placzem przy nim ,a obiecalam juz kolejny raz ze tak nie bedzie. Jest mi wstyd za siebie, czuje sie podel ze soba. Boje sie ze to ze nie jesemy razem moze okazac sie w koncu prawda. To jest najwspanialszy facet jakiego znam, jakiego poznalam do tej pory. Jestemy razem dosyc dlugo mieskzamy ze soba i na prawde sie dogadujemy On jest kochany, dba o mnie, jest troskliwy, potrafi mnie rozweselic w chwilach smutku, jest baaardzo spokony i nie wybacze sobie tego ze tyle razy doprowadzilam do ego zeby on krzyknal, zabluznil, w ogole zeby tak wyprowadzic go z rownowagi. Nie wiem co mam robic, teraz tylko czekam na niedziele. Boje sie ze sie moze wyprowadzic z mieszkania, ze mnie na prawde zostawi. Nie wybacze sobie gdy go strace. Wiem ze to moja wina, stracilam kontrole. ale ja tak sie zmieniam. chce. Przez ten caly miesiac wszystkie drobne sprzeczki obracalam w zart i zapominalismy, ta sprzeczke o tego goscia tez moglam obrocic w zart, az mi glupio ze o taka blahostke to wszystko wyszlo.
Co radzice, czy facet ktry moi ze kocha i jestem dla niego najwazniejsza, moze mnie teraz na prawde opuscic? Pomzcie, wesprzyjcie, prosze, bo juz odchoze od zmyslow