Spowiedź kretynki

Co zrobić w trudnych chwilach? Jak stworzyć udany związek? Co denerwuje nas w mężczyznach? Czy kobiety są z Wenus a faceci z Marsa? Na te i inne pytania możemy porozmawiać właśnie w tym dziale.

Spowiedź kretynki

Postprzez ovika » 23 mar 2012, o 21:43

Kochane Kobiety!

Piszę, bo musze komuś o wszystkim opowiedzieć i mam nadzieję, że moja historia, pomimo tego, że brak w niej realnie tragicznych wydarzeń, będzie przestrogą albo i wsparciem, że nie jesteście same, że macie podobnie. Być może pomożecie mi, mówiąc, co o tym myślicie, bo sama już tak się pogubiłam, że ani nie wiem, co myśleć, ani co robić.

Dołączylam do mojego mężczyzny - ukochanego, wymarzonego, wyczekanego - za granicą. Ma pracę, spędził tutaj kilka dobrych lat. Zostawiłam za sobą przyjaciół, rodzinę, pasję (niektóre można realizować tylko w danym miejscu), dobrze płatną pracę. Tak ustaliliśmy, potrzebowalam odmiany i potrzebowalam też jego. Nigdy go nie zawiodłam, zakochaliśmy się w sobie strasznie, do tego stopnia, że zakonczyliśmy swoje poprzednie związki, by z sobą być. Na dzień dobry, po przyjeździe, już tak na stałe, dowiedziałam się, że ma bliską przyjaciółkę. Nową. I bliską. Pomaga jej w trudnej sytuacji życiowej tak bardzo, że w sms-ach (tak, zerknęłam - najpierw przez przypadek, potem z premedytacją) znalazłam teksty ociekające uczuciem i slodyczą. Chciałam odejść, zatrzymał mnie, przeprosił, mówił, że chcial ją wesprzeć, bo ona pomogla jemu w trudnej sytuacji, on chciał się odwdzięczyć. Obiecał, że nigdy więcej, bo zrozumiał, że przekoroczyl granice. nie dalej jak tydzien póxniej - to samo. Potem - to samo. dobijał mnie, kiedy probowalam obyć się z krajem, językiem, szukać pracy, zapelnić sobie wszystkie dziury, jakie wyrwalam sobie przeprowadzką. Nie wspierał. Miał ją. Jej pomagał, mnie zostawiał, ochrzanial za reakcje na to wszystko - że się doluję, że przesadzam, nadinterpretuję. TAKĄ agresję we mnie wzbudził, zlość, żal, że kiedyś się pobiliśmy - nie wytrzymałam tego, że robi to, co robi, zero skruchy, zero autentycznej poprawy i jeszcze mnie zbywal, jak chcialm pogadac. Wywalił mnie do przyjaciół na tydzień, bo chciał niby chwili spokoju, zeby pomyślec. Trzmal mnie w zawieszeniu, że nie wie, co dalej, że nie wie, co czuje. Potem wróciłam. Znalazłam kolejna porcję cudności na komórce, np., napisal jej, że ja kcoha. Widziałam, że się spotykali, kiedy mnei nie bylo - na mieście. Uzywal tych czulych określeń w stosunku do niej, co do mnie. Zabolało. Byłam gotowa do wyjazdu, ale nie chcialam tak po prostu odchodzić, poddac się, uciec. Wiedzialam, że zeżre mnie ta świadomość w Polsce, tym bardziej, że zawsze wtęcz blagał, bym zostala, dala szansę, że się zmieni, że nic nie zaszło miedzy nimi, nic poza tymi slownymi wybrykami, których nie rozumiał... tzn. nie rozumial, że to aż takie złe, że to aż tak boli, bo zawsze miał dużo przyjaciółek i byl z nimi blisko emocjonalnie. Powiedziałam mu, że czuje sie zdradzona i oszukana, że nie zdradza się tylko, ruszając dupą.
Nie walczył jak nalezy, nie przeprosil jak należy, ale widziałam, że coś drgnęło, coś zrozumiał.
Pogadaliśmy, wypłakałam litry łez. Krok po kroku dochodziło do normy, choć po drodze wybuchaly awantury - on mnie zlewał, ja cieprialam, bo to bylo świeże. Nie czułam się bezpiecznie, nie umialam ufać, bałam się, czułam się samotna, byłam na granicy depresji, z czego dalej do końca nie wyszłam. On, duch wolny, spędzal ze mną malo czasu, jak już, to zawsze w otoczeniu znajomych. W obstawie, choć mieszkalismy i nadal mieszkamy razem, jedyne, co robilismy razem, to spanie i oglądanie ilmów, kiedy powieki były ciężkie jak stal. No i seks. Z tym zawsze było ok, choć to JA zawsze potrzebowałam tego - mam wrażenie - bardziej, niż on. Przyłapywałam go, że pisze, dzwoni i usuwa cos z komory. Przeprowadziliśmy się na drugi koniec miasta, zdala od niej. Nie zauważyłam, by nadal z nią sie kontaktował, ani tego specyicznego zachowania, ktory temu towarzyszył od kilku miesięcy.
On jednak nie umie zrozumiec, że nadal czuję się zraniona. A on nie walczy jakoś mega po tym, co mi zrobił. Wiecznei zmęczony, bo po pracy praktycznie codziennie trzeba isć do kumpli - i wiem, że to do nich wychodzi - i pić piwko, czy oglądać tv, czy spędzać z nimi czas i gadac. Ja - ok, mogę dołączyc. Ale prywatność, intymnośc, okazywanie uczuć, kuszenie, czułośc, wrażliwosć na mnie spadła mu do zera. HJak płaczę, bo mi doglębnie smutno, to mowi, żebym przestała się mazać. Wiecznie nieslowny, zabiegany, gówniarz.
On o tym wie, widzę, że pracuje nad sobą, ale slabo mu idzie. Bo mu sie nie chce.
Ja pzrez niego stalam się pesymistyczną, nastawioną negatywnie do wielu spraw, zrzeądzącą babą. I tego mu k... nie mogę wybaczyc. Że zrobił ze mnie potwora swoim zachowaniem, a teraz - zamiast mnie odczarować milością, czułością - nie robi tego, mało uczuć mi okazuje, dużo przez niego płaczę, bo go kocham i potrzebuję, a on nei ma czasu, albo jest zmęczony, albo cos tam... i reasumując, nie do konca chyba mu się podoba ten potworek. Ja ze sobą walczę, staram sie uśmiechać, zmienić, nastawic pozytywnie, robic coś ze swoim zyciem, głównie dla siebie. Ale skąd mam dobrą energię i siłę na to wszystko czerpać? Czasem nie mam siły nawet wstać z łóżka i iść zrobić kawę, bo mam takiego doła, bo nic już nie wiem.
Mówi, że mnie kocha, że beze mnie nie wyobobraża sobie codzienności, są takie chwile, że dałabym za nie wszystko, bo potrafi być cudny, slodki, ale codzienność - chłód, brak pocałunków, czułosci, wrażliwości, empatii, czasu dla mnie, czasu tylko dla nas.
Ja wiem, że jest zestresowany - życie, finanse - że zapracowany - że coś tam - ja wiem. I wspiram go, dbam o niego, ale malo się usmiecham. Może przestalam być atrakcyjna? Wiem, że narzucam się mu z ta czuloscia i swoimi potrzebami, bo robie to czesto za dwoje/. inaczej bysmy się wcale nie tulili, nie kcohali...
Ale SKĄ brac siłę?
Uciekać?
Zostać?
Bo rozmawianie nie ma sensu. Próbowałam. na rózne sposoby, z róznym nastawieniem, jak w pieprzonym filmie ważyłam slowa i sposób przekazu, żeby czas był ok, ton. I nic. zazwyczaj zmęczony, chce mu się spać, albo gapi się w tv i mnie drażni, bo czuję sie, jakbym mówila do ściany. Sam z propozycją rozmowy nie wyjdzie. A jak ja wychodzę, bo mam w spobie TAKI balagan, że sama go nie posprzatam, bo nie zapomnialam, jak mnie potraktowal, bo go kocham, bo go szanuję... uff.... zawsze źle.
Co mam robić? Jak go podejść? Bo szczerze, kiedy śpi, patrzę na niego i czasem mam ochotę go trzasnąć w ryj, a czasem mam ochotę go wchlonąć z miłości. bo nie przestałam go kochać. Przestalam go czasem lubić. I co gorsze, przestalam lubić siebie, taką jak się stalam :(:(
ovika
Jestem tu nowa :)
 
Posty: 1
Dołączył(a): 23 mar 2012, o 21:05

Re: Spowiedź kretynki

Postprzez Masjaa » 23 mar 2012, o 22:40

Hmmmm.... nie jest to łatwe.... ja wiem, że targają Tobą skrajne emocje. w moim niedawno zakończonym związku też czułam się podobnie, z wesołej pewnej siebie dziewczyny stałam się zazdrosną roztrzęsioną wariatką z obniżonym poczuciem własnej wartości... Facet przede wszystkim nie ma prawa mieć nikogo na boku, co to jest ? Ty za nim jedziesz a on takie zachowanie? niby bez Ciebie żyć nie może , każdy tak gada! a potem świetnie sobie radzi... zobacz jak się zmieniłaś, jak się jest z kimś to powinno się być szczęśliwy, pełnym energii .... przemyśl sobie to , myśl o sobie nie o nim, jak Ty się z tym czujesz, czego Ty chcesz.... może warto podjąć jakieś kroki żeby się jeszcze bardziej nie pogrążyć ... trzymaj się
Masjaa
Gadatliwa Kobietka
 
Posty: 529
Dołączył(a): 19 lut 2012, o 14:03

Re: Spowiedź kretynki

Postprzez mycha25 » 24 mar 2012, o 09:11

Ty nie jesteś w tej sytuacji niczemu winna. No chyba że miłość można nazwać zbrodnią. Kobiety w miłości mogą znieśc bardzo wiele choć nie zawsze jest to dla nich dobre. TY zostawiłaś dla niego dosłownie wszystko a on co? On ma tam poukładane życie,jakieś dziwne przyjaciółki. Mam wrażenie że on nie dorósł do poważnego związku,do mieszkania z Tobą. Może go to przerosło? Nie wiem co nim kieruje i jak się ułoży między Wami ale myślę że jeżeli ta sytuacja nie zmieni się przez jakiś czas to powinnaś spróbować odbudować swoje życie w kraju i wrócić. Jeżeli zostaniesz przy nim i ta sytuacja będzie tak wyglądać to się wykończysz a Twoja samoocena i uczucia zmienią się tak że potem bardzo ciężko będzie to odbudować. Masz prawo do szczęścia a on Ci tego szczęścia nie daje. Trzymaj się

http://karmimypsiaki.pl/pomagaj-codziennie/klik. Wystarczy codziennie kliknąć by nakarmić psiaka.
mycha25
Gadatliwa Kobietka
 
Posty: 728
Dołączył(a): 16 mar 2012, o 04:21

Re: Spowiedź kretynki

Postprzez Lily of the Valley » 7 kwi 2012, o 11:26

A ja powiem tylko tyle... powinnaś go zostawić, bo on cię już nie kocha i nie ma co na siłę tkwić w takim związku. Bo to się zaczyna robić chore.
Lily of the Valley
 
Pani Reklama


Zidentyfikowani użytkownicy: Bing [Bot], Google [Bot]