Doslownie jestem w kropce, .. Moze zaczne od poczatku..
Mieszkam zza granica 7 lat, mam tu rodzicow, rodzenstwo, przyjaciol, mieszkanie, dobra prace. Czy jestem tu szczesliwa, chyba tak, bo nie martwie sie o to, ze zabraknie mi pieniedzy, idac do sklepu, kupuje co chce. W Polsce niestety musialam, o wszystko walczyc, dlatego tez bardzo nie milo wspominam ojczyzne. Unikam urlopu w Polsce jak tylko moge, tlumaczac sie, ze nie mam kogo juz odwiedzic. Ale do sedna..
Poznalam, tutaj mezczyzne, Polaka i zakochalam sie jak nastolatka, wiem ze z wzajemnoscia. Niestety, moj narzeczony chce wrocic do Polski, i to jak najszybciej, bo on tutaj sobie zycia nie wyobraza. Czuje sie tutaj obco, nie rozwija sie, jest nieszczesliwy. Zapewnil sobie przyszlosc w Polsce, zarabiajac ciezko pieniadze zza granica. Ja nigdy ich nie oszczedzalam, bo ja przyjechalam tutaj z zalozeniem, ze do kraju nie wroce. Coraz czesciej w naszych rozmowach podejmowany jest temat, co postanowilam, czy chce wrocic do Polski, czy zostac tutaj. Kocham go, ale nie chce poswiecic wszystkiego dla mezczyzny, i zyc w Polsce "nie na swoim". Okropnie bym sie z tym czula. Jedni mi radza, zebym zostawial wszystko, bo taka milosc rzadko sie zdarza, drudzy pukaja sie w czolo, zebym nie byla glupia, bo on kiedys mi wypomni, ze bez niego to bym "zginela'. Dlatego prosze was o pomoc, jako osoby neutralne.. co robic?