Witajcie,
czytałam kilka wątków na forum- nie wszystkie wybiórczo dosłownie... Patrząc jak zwracające się osoby o pomoc, doradzenie itp. dotyczące swoich drugich połówek, partnerów, możecie się zdziwić, ale nie chciałam tutaj pisać o moim partnerze...
Chciałam napisać o sobie... i swoim problemie.
Tutaj jestem anonimowa, i oceny Wasze pewnie trochę mnie ukłują, ale nie tak bardzo jak miałabym usłyszeć to od obcych osób ale face2face.
A zatem po kolei, jestem ze swoim partnerem już 5rok, pierwsze lata były piękne, jednak w pewnym momencie się popsuło, z mojej winy...
Moim problemem jest brak mówienia czystej prawdy, owijanie rzeczy w przysłowiową bawełnę, drobne cukierkowe kłamstwa, przeinaczania prawdy, po co? na swój niestety własny użytek- by ktoś mnie nie ocenił, nie zrugał że źle zrobiłam...
mniej więcej rok temu, mój Partner przycisnął mnie do muru i wycisnął ze mnie prawdę, obiecałam poprawę, mówienie wszystkiego bycie szczerym... po miesiącu "cichych dni" nasza relacja wróciła do normy. On duzo ze mną rozmawiał, tzn- prowadził dośc długie monologi, bo ja nie potrafię rozmawiać gdy mam coś za skórą, nie potrafię przyznać soię do popełnionych błędów, z obawy przed konsekwencjami...
kolejna większa sprawa wyszła po 4 miesiącach, znów kłótnia, jego monologi moje obietnice... trzymałam się przez 3 miesiące w swoich postanowieniach, następnie myśląc że robię dobrze, znów poinformowałam mojego Partnera o pewnych rzeczach po fakcie...
i ostatnio... początek grudnia po raz kolejny...
Nawet, gdy w głębi duszy obiecuję sobie że powiem mu nawet o jakis bzdetnych rzeczach, ciągle uważam że nie ma odpowiedniej okazji, w międzyczasie pojawią się jakieś problemy z całkiem innej strony, i ja... ja nie mówię już o swoich uczynkach, by nie dokładać mu zmartwień. Problemem jest to, że ja mam świadomość, że robię źle... i wiele razy już brałam głęboki wdech by wyrzucić z siebie swoje błędy, w ostatniej chwili rezygnując...
Czego się boję? przecież on mówi mi i tłumaczy, że cały czas jest ze mną, nie po to by mnie oceniać, że zawsze mogę przyjść ze swoim problemem , poradzić się jego- a i tak zrobię co będę uważała, bo on nie może mi nakazać nic, mówi że może przedstawiłby mi inny punkt widzenia i mój problem który mnie wydaje się duży, okazałby się małym problemem, który możemy razem obejść. Ja trzymam w sobie wszystko, czasem porozmawiam z przyjaciółką, ona też mi tłumaczy że kłamstwem nie zbuduję zwiazku, ale nawet jej- mimo że wiem że mnie nie ocenia, czasem nie potrafię powiedzieć szczerze całej prawdy o jakiejś zaistniałej sytuacji.
chcę się zmienić, ale trochę już w siebie nie wierzę, kiedyś miałam "jaja" miałam swój charakter... ale nawet najbliższej rodzinie nie potrafiłam powiedzieć całej prawdy o swoich problemach, zawsze myslałam że jestem na tyle dorosła (mam 27lat), że potrafię sobie sama poradzić ze wszystkim...
dziś wiem, że sobie nie radzę, zamykam się w sobie krzywdzac tym mojego partnera i rodzinę, otoczenie. Byłam na 2 spotkaniach z psychologiem, ale nawet tej obcej kobiecie skłamałam przedstawiając swoją historię- przyznałam się jej na drugim spotkaniu że ją okłamałam, nie oceniła mnie, ale mi wydawało się że już jej nastawienie się zmieniło.
Nie chcę by mój partner mnie znienawidził, a powoli do tego cała sytuacja dąży, widzę zmiany w jego zachowaniu, boję się że mnie zostawi- a to pierwszy mój związek, który myślę i twierdzę, że jest dojrzały- ale z drugiej strony nie jest dojrzały bo zachowuję się jak dziecko, które kłamie na swoje potrzeby...
Wystawiam się na bicze- wiem o tym, czasem myślę, że powinnam go zostawic i dać mu żyć, znaleźć inną lepszą kobietę- ale wiem, że to znów byłaby ucieczka od problemu, a On sam, jak mówi- nie potrafiłby już zaufać innej kobiecie, bo dał z siebie wszystko i to on nadal walczy o nasz związek- ja milcząc nawet w zwykłych rozmowach, lub płacząc i buczac ciagle, zabijam to uczucie... nie chcę taką być...
Dlatego moja obecnośc tutaj, czy mnie ocenicie ostro czy też nie.. potrzebuję pomocy, spojrzenia innych osób na mnie.. może to mnie zmotywuje do jakiegoś działania, i zmiany samej siebie...
za kazda odpowiedź z góry dziękuję.