jestem zrezygnowana.. rozstaliśmy się pół roku temu.. ja konsekwentnie milczę, on się odzywa raz w miesiącu z pytaniem co słychać.. ma nową pocieszycielkę, a pisze do mnie.. po co? za każdym razem dodaje: przepraszam, wiem że miałem się nie odzywać.
co ja mam o tym myśleć? myślicie, że jest sens mieć chociaż malutką iskierkę nadziei?a kocham go bardzo, bardzo mocno nadal