Dziwnie się czuję.
Ostatnio oglądając film z moim facetem, napisał do mnie były. Dla mnie to znaczenia nie miało, zdarzało się że pisał, ale ja to ignorowałam. Ale tym razem mój obecny zauważył migającą kopertę gadugadu z jego imieniem. Powiedział: "Nie wiem co robisz, jak jestem w pracy". Tłumaczyłam, że mam to gdzieś i że doceniam to, co zrobił dla mnie. Przytaknął i wszystko wróciło do normy. ALE... następnego dnia, weszłam do pokoju, i zobaczyłam że szuka go w moich znajomych. Na co zareagowałam: przytuliłam i przekonałam że dla mnie tylko on się liczy. Wydawało mi się, że ta sytuacja odeszła w zapomnienie, bo potem był milutki, słodził, było fajnie (wiecie o co chodzi). Ustaliliśmy, że nie będziemy kontaktować się z byłymi. Dwa dni po tym chciałam od niego jeden numer do wspólnej koleżanki, bo zgubiłam swój telefon. Latał w popłochu szykując się do pracy, więc sama chciałam spisać ten numer z jego telefonu. No i zaczęło się... Okazało się, że pomimo umowy, którą zawarliśmy 2 dni wcześniej dzwonił do swojej byłej- cudownie, prawda? Robił aferę o to, że napisał do mnie były, chociaż ja to ignorowałam, a on przywłaszczył sobie prawo i zrobił to samo. Nie wiedziałam co robić, to nie było bezczelne przeglądanie jego telefonu z zazdrości, to był totalny przypadek. Chyba sam podłożył sobie kłodę pod nogi. Nie chciałam robić awantur, dlatego zapytałam spokojnie: "Dlaczego do niej dzwoniłeś?" Na co on powiedział, że nie ma zamiaru mi się tłumaczyć, zaczął kłótnię przy mojej mamie, że to moja wina, że stwarzam konflikty. Wziął spakowane torby( tylko swoje, moje także były spakowane bo mieliśmy razem zamieszkać w ciągu kilku dni). Ja już nie rozumiem, o co w tym chodzi. Zrobił aferę w moim przypadku, a sam sie wykręcał i nie umiał wytłumaczyć, że on popełnił błąd pomimo umowy.
Może ktoś z was weźmie porządną łopatę i nakładzie mi trochę do głowy?