Witajcie, już się pogubilam, nie wiem co robic. Mieszkam u faceta w jego domu wlasnosciowym za granicą. Na poczatku pomagalam mu w oplatach wiec dawalam mu troche wiecej niz powinnam. Teraz składamy się na mieszkanie, ja daje określoną kwotę, on taka sama plus jeszcze polowe mojej np ja 300€ on 450€. Rachunki plus jedzenie tak to miało wyglądać.
Jednak on przyszedł do mnie żebym zapłaciła jeszcze raz ta sama kwote na kolejne rachunki i on da tyle samo. Za ta wspolne pieniądze nie kupowalam nic sobie, tylko jedzenie dla nas, on opłacał rachunki. Dlatego zdziwiłam się, ze nie ma nic na koncie, a za kilka dni miałam robić przelew, trochę się poklocilismy. Zarabiam duzo mniej niż on.
Stwierdzil że skoro nie chce to on zapłaci sam za wszystko, nie odzywał się do mnie przez 2 dni. W tym czasie zapłaciłam mu te pieniądze. On mi je oddał. Powiedzial, że ich nie chce. A następnie w trakcie kłótni wyrzucił, wypchnał mnie za drzwi, zamknął je na klucz. Pojechałam do siebie.
Wróciłam po kilku dniach on stwierdzil, że chce się rozstać, że mam się wynosić z jego mieszkania, nie spi ze mna, on nie będzie mnie utrzymywał. Zaczal mi wyliczac, ze nie złożyłam się z nim na meble, że tylko kasa mi w głowie. Odpowiedzialam, ze to jego dom, a on mnie zawsze z niego wygania jak sie posprzeczamy, wiec nie widze sensu by mu dawac za meble do jego domu. Kupilam kilka sprzetow, duze lozko, ozdoby, koce posciele to chyba wystarczy. Ale on nie chce sluchac. Kazal mi sie wyniesc. Jest wsciekly. Gdy krzyknęłam, oddaj mi w takim wypadku pieniadze, ktore ja dokladalam tobie, choc nie musialam, 1000€ powiedzial, ze nic mu nie dawalam. Jakiś czas temu przy sprzecce powiedzialam mu to samo, rzucił mi tymi pieniędzmi, ale ja ich nie schowałam nigdzie, wiec wziął je znowu. A teraz twierdzi, ze nie bylo 1000€ i niech mu w sądzie udowodnią, że on mi coś ma oddać. I tak z klotni o głupotę, zaczęliśmy sobie wypominać jeszcze bardziej.
To ja przesadzilam czy on? Dodam, że on ma taką naturę ze wszystkiego robi dramat, za każdym razem grozi mi rozstaniem.