Jestem tutaj nowa, muszę się wygadać ale też może ktoś przechodzi przez to co ja i wie jak się zachować , albo jest w stanie coś doradzic.
Zacznę od początku , z mężem znamy się od 10 lat, jak się poznaliśmy byłam samotna matką dwójki dzieci- 2 lata i roczek. Na początku było ok , chociaż już wtedy pojawiały się sytuacje które powinny zmusić mnie do myślenia. Po dwóch latach urodziła się nasza wspólna córka , wtedy jeszcze nie mąż zaczął ostro popijac. Mnie to przerosło na tyle że postanowiłam zostać z dziećmi sama, rozeszliśmy się . Po jakimś czasie on się ogarnął, wszyl sobie esperal. Po 4 latach postanowiliśmy do siebie wrócić. Wszystko wyglądało super , nie pijący , dbający o siebie i o nas. Po roku wspólnego mieszkania wzięliśmy ślub cywilny, pół roku pózniej zaczęło się sięganie do kieliszka. Ten stan trwa od półtora roku. Systematycznie pije. Od tego czasu nie pracuje , jak się uda mu gdzieś zatrudnić to po dwóch tygodniach traci pracę przez alkohol. Ja pracuję i ciągle wszystko jest na mojej głowie, opłacam rachunki, kupuje jedzenie, węgiel, dzieciom wszystko co potrzebne itd , on nie dokłada do niczego. Zdarza się że jestem w pracy a on ma zająć się dziećmi i w tym czasie potrafi się doprowadzić do stanu w którym nie powinien się nimi zajmować. Zdarza się że zostają same w domu , nie mogę zabrać trójki dzieci do pracy ale też muszę pracować żeby mieć za co żyć. Boje się za każdym razem co zastane w domu jak wrócę. Codzienne awantury to u nas codzienność, wszyscy są źli , wszyscy robią coś nie tak , tylko nie on, tego że rujnuje nam życie nie zauważa. Zdarza się że pół nocy potrafi męczyć trzaskając, gadając , ogólnie nie dając spać. W środku nocy biega do sklepu nocnego bo ,, właśnie się wkurzyl,, i musi się napić. Kilka razy zdarzyło się mu np włączyć olej na frytki i zasnąć , lub rozpalać w piecu i zadymic całe mieszkanie. Niewiem na ile to jego przykład a na ile towarzystwo ale doszło do tego , że 11 letni syn przyszedł do domu nieprzytomny z prawie 1,5 promila alkoholu we krwi. Niewiem co mam robić, mam dosyć już tej sytuacji, tej bezsilności i tego wszystkiego. Chciałabym wracać spokojnie do domu i spokojnie z niego wychodzić , spac spokojnie itd. Dzieci też mają dosyć. Chce przerwać już ten okres wegetacji i żyć normalnie , i ja i dzieci , ale niewiem jak się za to zabrać. Nie mam dokąd pójść żeby się od tego uwolnić.