witajcie... powoli trace sily, kobietki. jestem zrozpaczona. piszac ten post, mam lzy w oczach. wszystko jest nie tak, jak powinno byc!!! moj mezczyzna strasznie sie zmienil i nie wiem, co robic.
ale po kolei. jestem w ciazy, byla to ciaza planowana. od roku jestem mezatka. znajomi mowia, ze bardzo mi do twarzy z brzuszkiem, bo jest juz ladnie zaokraglony.
klopot w tym, ze moj ukochany Tomasz w ogole mi nie pomaga... poczawszy od spraw domowych... nie interesuje sie moim zdrowiem i samopoczuciem. odkad jestem w ciazy zmienil sie na gorsze. caly czas mowi o pracy. miewa napady szalu, wczoraj az sie przestraszylam, bo z calej sily uderzyl w szafke, az musial ja naprawic. powiedzial, ze jeszcze troche, a zrobilby cos mi. on gardzi przemoca, na kazdym kroku podkresla, jak sie brzydzi damskich bokserow. mowi , ze jesli by mnie skrzywdzil, przypalilby sobie dlonie zelazkiem...
czesto przychodzi z pracy zmeczony i to do cna. jest do tego stopnia zmeczony , ze kladzie sie na lozku i 10 minut pozniej spi jak zabity. tesciowie czesto nas odwiedzaja, pomagaja w sprzataniu, bo ksiaze nie ruszy nawet palcem, nawet wtedy, gdy ma wolne. musze sprzatac cale mieszkanie, gdyby nie tesciowie to bym nie wyrobila, bo zaczynaja mi puchac nogi. poprosilam go o masaz, ale odmowil. robi sie z niego egoista. na dodatek jest ciagle czyms zdenerwowany, taki daleki. przed ciaza i na jej poczatku byl kochany, zacalowalby mnie na smierc i czesto mowil do brzuszka. kupowal ubranka, zrobil nawet lozeczko. teraz to jakby inny czlowiek. brakuje mi tamtego Tomasza. jesli tak dalej pojdzie, to bede musiala sie z nim rozstac. boje sie o przyszlosc naszego dzieciatka. bo jesli on ma zamiar przez caly czas byc taki niezaangazowany nawet w glupie sprzatanie, to dziekuje... nie przytula mnie, nie caluje, no chyba ze chce mu sie kochac. uprawiamy sex raz w tygodniu, za niedlugo juz wcale, bo jestem w 6 miesiacu. brzuszka nie mam duzego, w sumie szerszy sweterek starczy, by go zakryc. ale i tak nie mam juz ochoty na sex i drazni mnie jego postawa. nie wiem, co sie z nim dzieje, wszystko go wnerwia, nie idzie z nim porozmawiac o wiadomosciach czy sporcie, bo od razu wywija tymi lapami jak szympans i klnie jak szewc... do swoich rodzicow sie juz przestal odzywac, ciagle tylko cos im odburkuje, nie podziekuje za pomoc, ktorej mi udzielaja. ostatnio zaczal wrzeszczec, ze maja sie wynosic, ze gdyby ich tu nie bylo, to sam by posprzatal. wrzeszczal tak z pol godziny, potem uspokoil sie, kiedy z piaty raz poprosilam o cisze, gdyz chcialam wypoczac. gdy wyszli, podszedl do mnie, polozyl sie kolo mnie i, uwaga!, pierwszy raz od dawna gladzil mnie po brzuszku, nawet zrobil ten cholerny masaz stop... o ktory sie prosilam trzy dni. nastepnie polozyl sie na mnie delikatnie i zaczal calowac moja ,szyje. znowu chcialo mu sie kochac, myslalam ze oszaleje . moj facet non stop jest niezaspokojony sexualnie, w dodatku marudzi jak malo kto.
nie wiem jak mam z nim rozmawiac, chcialabym zeby wrocil poprzedni Tomasz. gdy prosze go, by umyl naczynia, on potrafi nie odzywac sie przez pol dnia, wgapiony w mecz i to ja musze wszystko robic, nawet sprzatac jego brudne skarpety z czystej poscieli.
nie poznaje go. czesto krzyczy z byle powodu , a ostatnio widzialam, jak placze w kuchni. nie wiem, co mu jest. chcialabyn sie cieszyc z ciazy ale jak ????? skoro nie mam w nim podpory i mysli tylko o kochaniu sie???? co mam zrobic... jak przemowic do rozumu. ((
czasem wydaje mi sie ze wcale nie kocham meza...
zdaje sobie sprawe, ze pewnie przesadzam, co tam sprzatanie... co tam mycie naczyn, przeciez ciężarna kobieta potrafi to zrobic czyz nie?! ha! oto jego argumentacja.. "Jestem zmeczony, nie pomoge ci, moze jutro przepraszam". szlag by to trafil! ostatnio się go spytałam... czy mnie kocha. powiedział, że tak, ale nie widziałam w tym żadnego uczucia...
zamierzam udać się z tym problemem do psychologa, juz nie mam sily. o wszystko ja sie staram, duzo placze, a to szkodzi dziecku. wiem, ze powinnam chodzic usmiechnieta i zadowolona, bo mimo wszystko mam kochanych tesciow, ktorzy przychodza i pomagaja. tyle ze chcialabym, zeby Tomasz to robil... zeby okazal zaangazowanie i radosc z mojego stanu. dlaczego gdy bylam w 2 mcu potrafil ze mna rozmawiac, przytulac, glaskac po brzuchu (nie bylo go przeciez widac), a teraz, jakby byl pozbawiony uczuc?
dlaczego...
znajome mowia, ze mam przeczekac, ze mezczyzna tez ma prawo sie zalamac i byc czyms przybity, sugerowaly nawet szczera rozmowe, ale... TO NIE POMAGA. naprawdę nie pomaga ;( staram się jak mogę, pytam, co się dzieje, pytam czy czego nie potrzebuje, chocby glupiej rozmowy!!! ALE ON NIC. albo nie odpowiada, albo wychodzi z pokoju, albo sie drze po mnie. dodatkowo, moi rodzice oraz tesciowie strasza mnie, ze jesli bede sie dalej przejmowac Tomaszem, to urodze wszesniaka.
nie chce sie przejmowac, probuje skupic sie na sobie. kupilam sobie taka wielka pilke, bo lekarz kazal cwiczyc kontrole oddechu, to mnie wtedy uspokaja. ale i tak jestem u kresu wytrzymalosci. domu nie mamy małego, w sumie taki średni i jest sporo sprzątania... ja nie mogę wszystkiego wykonac, ciezko mi sie schyla. nie chce sie uzalac nad soba, ciaza to nie choroba (slyszalam to miliony razy od meza), ale jednak czegos mi brakuje, cos chcialabym zmienic, ale moj maz nie jest ku temu skory. i jak do niego przemówić?
chcialabym uzyskac pomoc od niego. ale boje sie, ze gdy juz przyjdzie na swiat, to tylko ja bede musiala do niego wstawac, tylko ja go przewijac bede musiala, a on ani palcem nie ruszy... co to za ojciec? CZY ON W OGÓLE POCZUWA SIĘ DO ODPOWIEDZIALNOŚCI...???? rozumiem, gdybysmy mieli po 17 lat, ciaza bylaby wpadka i facet nie bylby gotowy, ale Tomasz pierwszy zaczal mowic o dziecku... chcialam zrobic licencjat na tych cholernych studiach, chcialam sie uczyc. ale pomyslalam, ze jestem gotowa do macierzynstwa, ukladalo nam sie wspaniale, wiec... zgodzilam sie. poszlo latwo, bo od pewnego czasu nie zazywam juz tabletek anty. dokladnie pamietam moment, w ktorym Tomasz dowiedzial sie o dziecku. nie zapomne jego miny... byl naprawde szczesliwy... ;(( do tej pory sie zastanawiam, co sie z nim stalo...Ta sytuacja z szafka utwierdzila mnie w przekonaniu, ze cos jest nie tak...
dla wiekszosci moj problem to nic, bagatelizuja... to ja mam byc winna za to wszystko...
Czasem sobie mysle, ze ja jestem winna, ale czuje, ze to nieprawda. To nie ja sie zmienilam. Figure mam w miare dobra, a nawet, gdybym przytyla i nie byla taka atrakcyjna, jak przed ciaza, to skoro podjelismy decyzje o dziecku, powinien sie liczyc z tym, ze moje cialo sie zmieni i kochac jeszcze bardziej.
Najbardziej mnie boli fakt, ze mi obiecal szkole rodzenia... ze bedzie ze mna chodzil. I co??? Do tej pory sie w to nie zaangazowal, zero prostu staran.
strasznie wkurzaja mnie co niekiedy jego tesciowie. sa ciekawscy i niepotrzebnie komentuja np jak Tomasz spi po robocie, bo potem sie denerwuje przez co i robi awantury. raz zagrozil, ze jeszcze raz tu przyjda, to ich wyrzuci. na co ja, ze to jego rodzice... ale on nie skomentowal, tylko sie odwrocil. w jego rodzinie sa jakies dziwne uklady. tak, jakby to rodzice o wszystkim decydowali. jego siostra nawet ich zabrala na zakupy po sukienke slubna! oni o wszystkim musza wiedziec, dopytuja sie.
coraz mniej chce byc w tej rodzinie...