Może mój problem okaże wam się błachy, może faktycznie się czepiam niepotrzebnie.
Otóż mój facet to dla innych chodzący ideał. Nie raz słyszę pochwały na jego temat i w ogóle, że złapałam Pana Boga za nogi, ale ja uważam inaczej.
Do ideału mu brakuje...
Ma 24 lata został wychowany przez matke, nie ukrywam, że czasami go nazwę maminsynkiem.
Problem polega na tym,że on mnie nie słucha, opowiadam mu co u mnie w pracy, albo jak mam jakiś problem a on nie słucha, potrafi mi przerwać i powiedzieć "Byś mi sprawdziła (coś tam coś tam), zazwyczaj chodzi coś z neta, bo szybciej coś znajdę. Nie potrafi ze mną poważnie porozmawiać, mimo, że jesteśmy razem 6 lat ( i 3 lata po zaręczynach, chociaż zadaję sobie pytanie czasami po co te zaręczyny jak o ślubie nic nie wspomina). Znalazłam okazję mieszkania do kupienia, jak poruszam ten temat mówi mi żebym dała mu spokój (mieszkamy oddzielnie ja z rodzicami a on z matką i rodzeństwem). Oboje pracujemy stać nas na małe własne m. A on ciągle twierdzi, że nie mamy pieniędzy chociaż co miesiąc co do grosza przepuszcza swoją wypłatę na "durnoty" tzw. jakieś światełka do auta, głośniki, naklejki itp. Tłumaczy mi,że aby kupić mieszkanie musimy zacząć odkładać, ja odkładam mam już dość sporą kwotę a on nic.
Ostatnio dowiedziałam się od lekarza, że mam zespół policystycznych jajników (PCO), nie za bardzo go to zainteresowało. Mówiłam, że może czas pomyśleć o jakiś dziecku póki jestem młoda i mogę się leczyć, bo później może być za późno, to mi powiedział, że on ma jeszcze czas, najwyżej na stare lata kupimy sobie pieska mimo, że kiedyś mi PISAŁ (bo on zazwyczaj trudne tematy porusza w sms-ie, rzadko rozmawia), że chciałby mieć dzieci ze mną.
Ja nie jestem kobietą, która się czepia, nie naciskam go do ślubu ani dzieci. O dzieciach wspomniałam tylko po wizycie u lekarza. On ciągle twierdzi, że ma jeszcze czas, albo każę mi żebym dała mu spokój.
Próbowałam już wszystkiego żeby z nim poważnie porozmawiać, nie da się. Problem polega na tym, że czasami w nerwach powiem, że to wina jego matki. Bo on jest jeszcze takim dużym dzieckiem.
Dziękuję ivi za odpowiedz, ale my już wyjeżdżaliśmy razem to nic nie dało. On nie chce wynajmować mieszkania, a co do zamieszkania u rodziców to ja do niego nie pójdę, bo oni mnie zniszczą u niego. Bo u niego w domu wszystko robi matka, nawet im jedzenie pod nos podstawia. A ja nie chce też żebyśmy mieszkali u moich rodziców, bo ja mam mały pokoik, nawet nie miałby gdzie ubrań trzymać, dla mnie samej taki pokój wystarczy, ale na dwoje to już za ciasno.
Kiedyś mi powiedział, jak znowu mu wygarneła po co mu ta szopka była z zaręczynami, to mi powiedział, że on chce ślubu, dzieci. U niego jest jedna gadka, albo ma na wszystko czas albo KIEDYŚ.
Jego brat był kiedyś w podobne sytuacji (ma teraz 35 lat), mieszkali u niego w domu, w końcu dziewczyna go zostawiła, bo raz że i nich matką nie idzie się dogadać, dwa że jak mówiła "Nie wiem na czym stoje, nie mam pewności,że on mnie za kilka lat nie zamieni na inną". Teraz wiem, że wyszła za mąż, a jego brat nie ma nikogo i jak mówi "Nie potrzebuje".