Może ten temat tak nie do końca dotyczy wątpliwości przedślubnych, ale raczej przedzaręczynowych
ostatnio coś się posypało między nami. Może to przeze mnie? sama nie wiem. Możecie o tym poczytać w jakimś tam poprzednim moim wątku.
ale do czego zmierzam..
czy ja póki co mam prawo do zabronienia mu czegokolwiek?
czy mogę po prostu zadzwonić i powiedzieć "nie rób tego! ja ci nie pozwalam!"?
on jest kawalerem, jest aktualnie jeszcze moim chłopakiem, nawet nie jesteśmy zaręczeni (niedługo będziemy), a to co teraz się ze mną dzieje jest czymś dla mnie samej okropne. Czuję sama po sobie że cokolwiek on by nie zrobił to ja traktuję jak atakowanie mnie. Idzie na piwo - już mnie to wkurza! nie powie mi o czymś od razu, tylko po jakimś tam dłuższym czasie - już mam ciśnienie podwyższone!
czy ja od niego za dużo nie wymagam?
czy w ogóle poprzez takie zachowanie mam możliwość być szczęśliwą mężatką?
coś się w tym roku posypało, coś jest nie tak jak być powinno. Myślałam że będzie nam dobrze bo po ostatnich wydarzeniach naprawdę się zbliżyliśmy do siebie. A ja czuję że ciągle go teraz (w lutym) atakuję. Niby w tygodniu jest ok, wiem że jest zajęty, wiem że nie ma czasu odpisywać na każdego mojego smsa. Ale gdy przychodzi weekend...
czy ja tak naprawdę mam prawo żądać od niego zaręczyn? mam prawo zgodzić się gdy poprosi mnie o rękę?...