Moje Kochane Kobietki.
Poczytałam nieco o problemach i rozterkach, z którymi się borykacie, i mój "problem" zdaje się być bladzińki i błachy.....mimo to, proszę Was o opinie i Wasze zdanie.
Mam 28 lat. Jestem w związku ze świetnym 30 - latkiem. W tym roku minie nam 10 lat wspólnego bycia razem. Mieszkamy ze sobą od jakichś 5-6 lat. Kocham go i wiem, że on kocha mnie. Nigdy mnie nie zawiódł. Jest kochający, troskliwy,mądry, rozważny i twardo stąpa po ziemi. Jest także marudą, niekiedy irytującym perfekcjonistą i czasami olbrzymią gadułą. Ale jest moim ideałem. Dotarliśmy się przez tyle lat i wiem, że nie wyobrażam dziś sobie życia bez niego.
Dzielimy dom z jego rodzicami, którzy traktują mnie jak członka rodziny. Oboje pracujemy. Szału nie ma, ale dajemy radę.
Mój "problem" polega na tym, że pragnę stabilizacji. Chciałabym ślubu i coraz częściej myślę o dziecku. Nie zależy mi na ślubie kościelnym, białym welonie i hucznym weselu. Nie chcę tego. Taką wartość miałby dla mnie 15 minutowy ślub cywilny.
Rozmawiamy ze sobą szczerze. Jaki czas temu, powiedziałam mu o tym, że chciałabym dziecka i małżeństwa. Stabilizacji. Powiedziałam, że wiem, że byłby świetnym ojcem.
Powiedział, że nie jest gotowy, że nie wie kiedy będzie. Chciałby zapewnić mi najlepszą przyszłość. Mnie i naszym przyszłym dzieciom. Twierdzi, że teraz ma za mało do zaoferowania.
Nie naciskałam. Zaprzestałam prób podejmowania tematu.
Trapi mnie to. Czego on się obawia? Czeka aż dostanie rewelacyjną pracę, w której będzie zarabiał krocie??? Nie oczekuję życia w luksusie, a na normalnym ludzkim poziomie, jaki prowadzimy teraz. Boi się ojcostwa??? Biorę tabletki od dobrych kilku lat. Zaczęłam je brać, bo wiadomym był fakt, że nie chcemy dziecka na początku, kiedy oboje nie wiedzieliśmy jak wykształci się nasz związek. Studia, praca. Wszystko już minęło, my kochamy się równie mocno, jakoś dojrzalej. A mimo to jesteśmy w związku partnerskim.
Może wyolbrzymiam? Może powinnam cieszyć się z tego co mam. Z fantastycznego faceta, własnego gniazdka, fajnych przyszłych teściów. Mam miłość. Mam niedosyt.
Na początku naszego związku (po roku bycia razem) dostałam od niego pierścionek. Na tym etapie naszego związku, byliśmy jeszcze niesprecyzowani, niepewni, żeby nie rzec - dziecinni Pierścionek dostałam w dzień urodzin i dziś naszej "rocznicy". Symbolicznie, bez słowa.
Pomyślałam, że może 10 ta rocznica związku to dobry czas, by sprecyzować nasz związek.
Co myślicie? Zastaliśmy się w naszym byciu razem?
Proszę Was o zdanie.