Zacznijmy od tego, że jestem facetem. Sprawa wygląda tak:
Było super ładnie pięknie, ale zobaczyłem ją jak siedziała koledze z klasy na kolanach. Poczułem się zdradzony, bo gdybym sam tam nie poszedł to nie zobaczyłbym tego. Po kłótni o to doszliśmy do tego, że rozumie mój ból i nie będzie już takich rzeczy robić, no ale tutaj jest punkt zwrotny całego sielankowego i pięknego życia. Zadała mi pytanie "A gdybym Ci o tym powiedziała to mogłabym siedzieć na kolanach?". Pomyślałem sobie, jedyne skojarzenie jakie miałem to takie, że się lubi szmacić.(Jest też problem taki, że nie reaguje na to jak klepią ja "koledzy z klasy" po tyłku, po prostu jej nie szanują, a potem ja słucham "ale ona ma fajny tyłek" -"no ostatnio ją klepłem". Albo "co Ty tak dajesz im jej tak nie szanować, stary?". A no właśnie daje im bo ona mi zabrania interweniować). Powiedziałem, że muszę to przemyśleć i następnego tygodnia znów byliśmy razem, ale ja się zmieniłem i tak jak nie byłem zazdrosny o nic zacząłem robić jej awantury o każdą gadkę z każdym facetem czy to z klasy czy nie. No i mnie rzuciła, zmęczyło ją to i w sumie bym to olał gdyby nie słowa "przecież znasz mnie, wiesz jaka jestem". I moje serce załopotało, oplecione miłością do niej znów się rozpaliło na maksa. I tu jest problem. Mimo, że obiecuję jej, że się zmienię, to ona i tak nie chce o tym nawet słuchać. Co byłoby najlepszym rozwiązaniem? Odpuścić sobie i może sama przyjdzie? (co jest nie możliwe bo to kobieta która ma wielką dumę). Czy latać za nią jak ten debil?