Witam
Mój problem polega na tym, że mój narzeczony mało interesuję się organizacją wesela. Mam uczucie jakbym była z tym sama. Wesele będzie za rok. Salę rezerwowaliśmy z 2 letnim wyprzedzeniem. Wtedy poszedł ze mną obejrzeć salę. Było widać, że naprawdę cieszy się tym, że razem już załatwiamy sprawy tego typu. Teraz tak jakby dla niego to było nieważne. Mówi mi, że CIĄGLE gadam o tym weselu. Jak mam o nim nie mówić jak to jest najważniejszy dzień w życiu. Fakt jestem bardzo niezdecydowana i drobnostkowa. Rozważam każdy szczegół. Jak coś załatwię to ciągle myślę czy dobrze zrobiłam. Mimo to powinien mnie wspierać. Taką mnie przecież pokochał. Faceci są niby z Marsa, a kobiety z Wenus, ale czasem już nie mam do niego nerwów. Ostatnio przez wesele jest więcej kłótni i stresu niż radości. JAK DO NIEGO DOTRZEĆ? JAK SPRAWIĆ, ŻEBY ZNOWU CIESZYŁ SIĘ NA MYŚL ŚLUBU? Teraz mamy załatwiać fotografa. Mówię, że trzeba się śpieszyć, bo już jeden fotograf powiedział, że ma zapytanie na nasz termin. To mój narzeczony na to, że no to zadzwoń i zarezerwuj. Ja wiem, że wszystko trzeba omówić, podpisać umowę. To nie jest takie proste.
Najgorsze jest to, że ja jestem bardzo nerwowa w takich momentach. Od razu mu mówię, że nie myśli w ogóle, poszukam sobie innego faceta itp. Nie wiem jak już do niego dotrzeć...
CO WY BYŚCIE ZROBIŁY W MOJEJ SYTUACJI? JAK TO ROZEGRAĆ? MOŻE KTÓRAŚ Z WAS MIAŁA LUB MA PODOBNE PROBLEMY?
Bardzo proszę o radę.