próbuję naprawić swój związek...

Co zrobić w trudnych chwilach? Jak stworzyć udany związek? Co denerwuje nas w mężczyznach? Czy kobiety są z Wenus a faceci z Marsa? Na te i inne pytania możemy porozmawiać właśnie w tym dziale.

próbuję naprawić swój związek...

Postprzez annmarie » 26 maja 2014, o 00:13

Mój związek rozpadł się po ponad roku. Jestem osobą o zaniżonej samoocenie, bardzo często nie radzę sobie z emocjami i gniewem. Przestało się układać, byłam zła, ale absolutnie nie chciałam kończyć związku, bo do M mam całą masę uczuć, nawet jeśli byłam zła - to nie znaczy, że się kogoś przestaje kochać. Oczywiście stosowałam technikę większości kobiet - foch, łzy, jak byłam zła, nie odzywałam się ileś dni. M przyszedł do mnie z kwiatami, rozmawialiśmy, było bardzo dużo emocji, krzyków, płaczów - z obydwu stron. Powiedział, że chce skończyć związek, bo ja nie jestem szczęśliwa. Że obydwoje mamy bardzo dużo na głowie (obydwoje bronimy prac dyplomowych w tym roku), że się oddalamy od siebie i nie jest jak na początku. Płakał. Kiedy wyszedł, moja mama znalazła go stojącego pod moją klatką schodową, stał tam prawie godzinę. Pierwsza doba była koszmarem i oczywiście ryczałam i pisałam do niego. Nie uspokoiłam się, ale dzięki radom mojej mamy i tym, że była przy mnie i dla mnie - przestałam wypisywać i się odzywać. Płakałam, ale wzięłam się do kupy - pisałam pracę, byłam obecna w domu, rozmawiałam ze znajomymi. Po tygodniu zdecydowałam się jednak na normalnego smsa i zaprosiłam go na rozmowę. Naprawdę przemyślałam swoje zachowanie, spisałam swoje błędy, co chcę poprawić, dlaczego stało się tak a nie inaczej, że chcę nad sobą pracować. I zaczęłam od razu - wiem, że nie jest to słomiany zapał. Spisałam też rzeczy, które w sobie lubię i swoje realne zalety. M przyszedł i wyglądał fatalnie - nieogolony, zmęczony. Ja miałam ułożone włosy, delikatny makijaż, prostą, ale ładną sukienkę (byłam w niej podczas wielu ważnych dla nas spotkań), przywitałam go mimo wszystko z uśmiechem na twarzy. Przy mnie przeczytał to wszystko, co mu napisałam - nie było w tym liście błagania, było za to dużo refleksji i chęci pracy nad sobą. Powiedział, że bardzo za to dziękuje, docenia. Tylko potrzebuje czasu. Pytał czy się trzymam i co słychać. Odpowiedziałam, że piszę pracę, jestem normalnie aktywna i chodzę na zajęcia. To była normalna rozmowa, bez krzyków, oskarżeń, wyrzucania sobie. Interesował się, pytał, nawet rzucił żart o tym, że na mój wakacyjny wyjazd muszę mieć seksowne bikini. Zjedliśmy normalną kolację, poprosiłam go o poradę zawodową (to było naturalne, wiedział, że mam pewien problem, który on może pomóc mi rozwiązać).
Chcę to naprawić. Wiem, że potrzeba czasu. Zdaję sobie z faktu, że wina za rozpad związku leży pośrodku, a ja dokonałam refleksji nad swoją częścią winy i uważam, że na tej rozmowie zachowałam się naprawdę super. Co prawda nie ukrywałam swoich uczuć, ale nie poniżałam się i nie błagałam. Zresztą on również powiedział, że kiedy na mnie patrzy, to czuje w sercu masę uczuć. Tylko potrzebuje czasu. Poprosil, żebym się odezwała do niego od czasu do czasu. M powiedział jeszcze, że obiecuje zastanowić się nad sobą, zrobić podobną listę do mojej.I dodał, że jestem jedną z najbardziej wartościowych osób, które spotkał w życiu. Przyjaźń nie wchodzi w grę - jestem osobą bardzo stałą w uczuciach, nie mogłabym się z nim zadawać tylko i wyłącznie na stopie przyjacielskiej, nie z kimś do kogo czuję takie rzeczy, to byłoby krzywdzenie siebie i robienie sobie niepotrzebnych nadziei, jeśli on nie będzie chciał związku.
Dziś mijają trzy tygodnie. Piszemy od czasu do czasu. On pisze, że mam być spokojna, mam spać spokojnie. Nie wiedziałam o tym, ale moja przyjaciółka napisała do niego - odpisał, że wie, że się ogarnęłam, potrzebujemy czasu i myśli o tym intensywnie. I że ma jej się nie wydawać że to po nim spływa, a nie byliśmy szczęśliwi, bo nie słuchaliśmy siebie i nie próbowaliśmy tego zmieniać.
Kocham go ponad wszystko, jest miłością mojego życia. Tak bardzo chcę to naprawić. Tak ciężko jest nie pisać co chwila, ale nie robię tego. Ale co jeszcze mogę zrobić...? Proszę dziewczyny o porady. Albo chociaż mentalne wsparcie...
annmarie
Jestem tu nowa :)
 
Posty: 5
Dołączył(a): 26 maja 2014, o 00:02

Re: próbuję naprawić swój związek...

Postprzez Astra » 26 maja 2014, o 01:31

Nie bedzie to glaskanie Cie po glowce, bo nabroilas i to nawet sporo.
Szczerze mowiac to z tego co piszesz wnioskuje , ze jestes osoba o bardzo wybuchowym
charakterze , a do tego te Twoje humorki.
Kto by to wytrzymal na dluzsza mete?
Wiekszosc facetow jakis czas sobie radzi z takimi zachwaniami partnerki , ale jest
taki moment , ze w nich cos po prostu peka i nie sa w stanie psychicznie wytrzymywac takiego
naporu nieprzewidywalnych kobiecych zachowan.
Byc moze Twoj facet dotarl do tego momentu i dlatego uswiadomil sobie , ze nie jest w stanie
sprostac Twoim jakims oczekiwaniom i postanowil mimo uczuc zakonczyc ta ,,szarpanine,,
pretensji i humorow, bylebys byla szczesliwa .
Charakteru niestety nie zmienisz , choc mozesz go odrobine skorygowac .
Ale to bardzo trudne zadanie i moze Cie niestety przerosnac , bo nie potrafisz okielznac wybuchu emocjonalnego ktory tak naprawde zepsul Wasz zwiazek.
Mysle, ze Twoj byly partner jest wyjatkowo odpowiedzialny i uczciwie wobec Ciebie
postapil konczac wasz zwiazek, bo dal Ci mozliwosc popatrzenia na to co bylo miedzy Wami
dobrego i tego co burzylo spokoj .
Mysle, ze po tak dlugim czasie wrocic do siebie nie bedzie juz mozliwe.
Chyba Twoj byly facet rowniez to zrozumial i jakos nie sadze by byl sklonny znowu
przezywac Twoja emocjonalna hustawke, wracajac do Ciebie.
A Ty sie niestety nagle nie zlagodniejesz i nie spokorniejesz , bo masz nature taka jaka masz.
Moze ta lekcja zycia pozwoli choc troche z dystansem popatrzec na nadchodzaca przyszlosc.
Pomysl raczej nad tym jak postepowac w zyciu , a nad tym jak naprawic cos czego juz nie ma.Najgorsze w zyciu sa iluzje . Warto rowniez o tym pamietac.
Mysle, ze Cie nie urazilam tym komentarzem.
Zreszta to nie bylo moim celem. :pisze:
Avatar użytkownika
Astra
Super Gaduła
 
Posty: 1827
Dołączył(a): 22 mar 2014, o 01:28

Re: próbuję naprawić swój związek...

Postprzez Snajper » 26 maja 2014, o 13:14

Jeśli on potrzebuje czasu - daj mu go. Obawiam się, że nic więcej nie możesz zrobić. Życzę Ci aby wszystko się ułożyło, jednak nie możesz robić niczego na siłę. To tylko skomplikowałoby sytuację. Z męskiej strony wygląda to tak, że kiedy dochodzi się do momentu w którym nie można już wytrzymać w związku, trzeba się wyciszyć, wsłuchać w to co naprawdę się czuje i podjąć decyzję - albo to koniec, albo jeszcze jedna próba. Myślę, że on właśnie znalazł się w tym momencie.

Miałem przyjaciela który prawie przez dwa lata próbował zbudować związek z dziewczyną i nie wychodziło im. Była nieobliczalna w swoich reakcjach. Kiedyś opowiadał mi, że przypominało to syzyfową pracę przy budowie domu. Stawiał pierwszą ścianę, a kiedy tylko się odwrócił aby postawić następną, ta za jego plecami przewracała się. Wciąż budował, budował, budował, aż końcu zrezygnował. Wierz mi, szczerze życzę ci, aby to nie był ten moment.

Ze swojej strony trzymam kciuki, żeby się Wam udało. :kwiatek
Snajper
Samiec
 
Posty: 789
Dołączył(a): 4 mar 2014, o 08:53
Lokalizacja: z miasta Świętej Wieży

Re: próbuję naprawić swój związek...

Postprzez Carina » 26 maja 2014, o 13:55

Powiem tak.Wszystko co moglas juz zrobilas a wlasciwie zaczelas robic.Teraz musisz dac wam szanse na prace nad tym.Nie jest to latwe i niestety potrzeba na to czasu.Dlatego dajcie go sobie...Nic nie przyspieszajcie.Cierpliwie stawiajcie nowe kroki tak by nie wejsc znowu pospiesznie na grzaski grunt.
Ja oczywiscie tez trzymam kciuki. :)

"...przez noc droga do świtania -
przez wątpienie do poznania -
przez błądzenie do mądrości -
przez śmierc do nieśmiertelności..."
Avatar użytkownika
Carina
Kobietka Expert
 
Posty: 2942
Dołączył(a): 14 cze 2013, o 09:19

Re: próbuję naprawić swój związek...

Postprzez annmarie » 26 maja 2014, o 15:24

Ze swojej strony dodam jeszcze, że wina naprawdę leżała po środku. Moja część jest taka: bardzo długo chowam urazę, kiedy zostaję zraniona - po prostu nie umiem udawać, że jest wszystko ok, potrzebuję czasu, żeby się z tym "przespać". Jestem młoda, ale życie przez ostatnie dwa miesiące dostarczyło mi naprawdę trubo stresów, niestety, nie myśląc, wyładowuję się czasem na innych osobach.
Z drugiej strony on też potrafi nie zapanować nad sobą. Bardzo często robił rzeczy, z których konsekwencji (fakt, że mnie to boli) zdawał sobie sprawę po jakimś czasie lub gdy ktoś mu to przedłożył. Czasem miałam to paskudne uczucie, że nigdy nie mogę być jego numerem jeden, ono powstawało w mojej głowie i doprowadzało mnie do szaleństwa. Myślę że struna puściła na majówce. Mieliśmy od wielu miesięcy planowany wyjazd, a on zdecydował się jednak skorzystać z zaproszenia wyjazdu do przyjaciela - ja zaproszenia nie otrzymałam. Tłumaczył się później, że nie zdał sobie sprawy z faktu, że jednak możemy spędzić majówkę razem, chociażby w naszym mieście. Zabolało mimo wszystko.
Zdaję sobie sprawę z faktu, że możemy do siebie nie wrócić. To boli, boli strasznie, ale tak, wiem, że taka jest sytuacja. M powiedział, że chce wrócić do naszej rozmowy, zapewne będzie to po naszych obronach. Widzi, że nad sobą pracuję, moje otoczenie też to widzi. I ja jestem bardziej z siebie zadowolona, że mam lepsze relacje z ludźmi i samą sobą. Mam swoją pracę, mam pasję, mam przyjaciół - nie rzucam tego. I umiem przepraszać i uważam, że każdy zasługuje na szansę. Nie postrzegajcie mnie jako turbo-wrednej-suki, nie jestem nią, mam problemy z samooceną i panowaniem nad sobą w stresowych sytuacjach, ale WALCZĘ Z TYM.
annmarie
Jestem tu nowa :)
 
Posty: 5
Dołączył(a): 26 maja 2014, o 00:02

Re: próbuję naprawić swój związek...

Postprzez Snajper » 26 maja 2014, o 16:44

Myślę że nikt nie nazwałby cię turbo-wredną-suką :) Po prostu jedni są bardziej porywczy, inni mniej a rzeczywistość dokłada swoje trzy grosze. Po prostu poukładanie tego wszystkiego to niełatwe puzzle.
Snajper
Samiec
 
Posty: 789
Dołączył(a): 4 mar 2014, o 08:53
Lokalizacja: z miasta Świętej Wieży

Re: próbuję naprawić swój związek...

Postprzez elisza » 26 maja 2014, o 20:07

Moim zdaniem:
Jeżeli facet nie stawia Cię na pierwszym miejscu to nic z tego dobrego nie wyniknie.
Jeżeli prosi o chwile czasu na zastanowienie, przemyślenie, czas to jest po prostu koniec.
Trzeba się z tym pogodzić. Nie nachodzić, nie pisać, bo mu męcisz w głowie, a nie chodzi chyba o to żeby był z kimś kogo nie kocha. Z tego rodzą się później większe problemy. Twój związek już nie istnieje.
Bardzo mi przykro.
Avatar użytkownika
elisza
Miła Kobietka
 
Posty: 29
Dołączył(a): 16 maja 2014, o 13:57

Re: próbuję naprawić swój związek...

Postprzez Astra » 26 maja 2014, o 22:07

Annmarie, mysle , ze tak naprawde tylko Ty jestes w stanie ocenic czy
Twoje usilne proby naprawienia wlasciwie czegos co nie istnieje maja jakakolwiek
szanse powodzenia.
Reanimiacje niekoniecznie sie udaja, chociaz jak organizm silny i odporny to moze
cos z tego ma szanse .
Twoim atutem jest swiadomosc tego jaka jestes i jak siebie postrzegasz.
Byc moze uda Ci sie zmienic i na nowo postawic cos co mozna bedzie nazwac zwiazkiem.
Ale poki co sprobuj przekonac w pierwszej kolejnosci swojego bylego faceta, ze naprawde
warto zainwestowac w wasza milosc , a to co bylo zle odlozyc na tzw polke wspomnien jako
eksponat do nauki zycia.
Ale to jest karkolomne wrecz zadanie.
Uszka do gory. :roll:
Avatar użytkownika
Astra
Super Gaduła
 
Posty: 1827
Dołączył(a): 22 mar 2014, o 01:28

Re: próbuję naprawić swój związek...

Postprzez annmarie » 31 maja 2014, o 13:11

Dziękuję wszystkim za konstruktywne słowa, naprawdę.
Aktualnie dużo pracuję, wychodzę z koleżankami, korzystam z życia na tyle na ile mogę, bo zaraz obrona, której nie zamierzam zawalać : )
Jedna tylko kwestia nie daje mi spokoju i dopiero niedawno odważyłam się o niej porozmawiać na głos z moją mamą. Otóż mój były ma pewną znajomą. Też ją znałam, dziewczyna jest w długoletnim związku, ale mój były partner zawsze był na bardzo koleżeńskich relacjach z nią, ja tylko na "cześć". Nie byłam o nią zazdrosna nigdy. No własnie, do czasu. Nie ukrywam, że też mam kolegów. Że z nimi wychodzę (przykładowo: umawiam się od czasu do czasu na koleżeńskie gadanie z kumplem z liceum). Ale jakieś trzy bodajże tygodnie przed naszym rozstaniem przy jakiejś rozmowie z partnerem on powiedział, że umówił się z ową koleżanką, bo jak to sam powiedział "ona jest taka biedna, chłopak ją źle traktuje, potrzebuje się komuś wygadać". Nic nie powiedziałam, ale to zaczęło we mnie narastać. Przepraszam, ale chyba każda dziewczyna dorobiłaby do tego ideologię - mój partner jako pocieszyciel biednej, skrzywdzonej istotki, bo ona ma problemy z chłopakiem? Jakieś dwa dni później owa dziewczyna usunęła mnie ze znajomych na fejsbuku. Niby nic wielkiego, ale był to dla mnie sygnał ostrzegawczy. No a potem mój były ogłaszający mi, że nie spędzimy razem weekendu majowego. Pytałam się w trakcie naszej rozmowy czy jest ktoś jeszcze - poweidział, że nie. Ale nie zdobyłam się na odwagę, żeby powiedzieć, że nie podoba mi się taka sytuacja - myślałam, że wyjdę na głupią, zazdrosną babę. Teraz myślę, że to był błąd. Uważacie, że powinnam powiedzieć mu to na głos? Bez kłótni, ale jasno i wyraźnie, że podejrzewałam go o coś i do było głównie powodem mojego ostatniego zachowania, że bałam się, że jestem zdradzana? Swoją drogą, jaką trzeba być dziewczyną, żeby odwalać takie numery - ja od wypłakiwania się mam przyjaciółkę, a nie zajętego faceta (!).
annmarie
Jestem tu nowa :)
 
Posty: 5
Dołączył(a): 26 maja 2014, o 00:02
Pani Reklama


Zidentyfikowani użytkownicy: Bing [Bot]