Skomplikowane On ona i on

Co zrobić w trudnych chwilach? Jak stworzyć udany związek? Co denerwuje nas w mężczyznach? Czy kobiety są z Wenus a faceci z Marsa? Na te i inne pytania możemy porozmawiać właśnie w tym dziale.

Skomplikowane On ona i on

Postprzez Gaja » 4 sty 2016, o 13:05

Myślałam, że wiodę poukładane życie z mężczyzną, który będzie kiedyś moim mężem. Wiecie.
Wspólne plany na przyszłość, założenie rodziny, budowa domu.
Że zestarzejemy się razem i będziemy patrzeć jak dorastają nasze dzieci.
My szczęśliwi, on czuły, wierny, kochający, wrażliwy.
Ja zakochana po uszy w nim.
Nasi rodzice szczęśliwi, że tak nam się dobrze układa.
Wszystko tak właśnie miało wyglądać i zmierzało ku temu.
Niestety coś się wydarzyło i nie wiem kiedy, nie wiem co.
Poróżnił nas czas. Praca, wspólne mieszkanie.
Nowe problemy życiowe, w których daliśmy plamę.
Zamiast wysłuchiwać siebie nawzajem zaczęliśmy oddalać się od siebie.
Najpierw on stał się zbyt porywczy, mniej wyrozumiały i mniej cierpliwy.
Mniej opiekuńczy, mniej troskliwy.
Odsuwał mnie od siebie choć za każdym razem przekonywał, że kocha.
Były rozmowy i przekonywanie o miłości.
Na pytania dlaczego taki jest odpowiadał ''Nie wiem kochanie''.
Znów to samo. Nerwy i złośliwości.
Następnie znów ocknięcie się, słowa przepraszam zmieniły się w drogie prezenty. To wcale nie wynagradza tego co się dzieje.
Z czułego i kochającego stał się nadąsanym gburem nie zważającym na słowa. Potrafi odnieść się do mnie po chamsku. Przez to sama zagalopowałam się ze słowami.
Czasu nie cofnę i źle mi z tym, bo nie uważam go za takiego jak go nazwałam.
Stał się dyktatorem. Wszystko co robiłam do tej pory zaczęłam robić źle.
Presja i nacisk z jego strony na błache rzeczy.
Starałam się i tłumaczyłam to sobie problemami w pracy.
I męską zazdrością, że ja odnosiłam sukces.
Aż w końcu miarka się przebrała. Stałam się wybuchowa, nerwowa i opryskliwa. Zaczęłam nawet płakać.
Dość.

Nasz związek przez pewien okres czasu po prostu ciągnęliśmy na siłę.
Byliśmy ze sobą a jednak jak obcy ludzie, którzy od czasu do czasu mają ochotę na czułości, rozmowę i seks.
Obecnie tak naprawdę nie wiem czy jesteśmy jeszcze parą czy nie.
Teoretycznie rozeszliśmy się.
Mieszkamy razem, sypiamy obok siebie i czasami są przebłyski czułości z jego strony ale to wszystko jest takie chwilowe.
Zaraz po tym przychodzi bulwers i narzekanie.
Nie robię tego czego on oczekuje, bo on oczekuje wszystkiego.
Nie dam sobą sterować. Mam swoje zdanie.
I nie chcę żyć pod czyjeś dyktando. Kiedyś taki nie był.
Zachowywał się inaczej, dbał o mnie i liczył się z moim zdaniem.
Nie narzucał niczego.
Zastanawiam się czy w ogóle do siebie pasujemy.
Może dopiero teraz poznaję go jakim jest naprawdę?
Tak bardzo tęsknię za tym co było, że zaczynam myśleć czy tylko ta myśl jak było między nami trzyma mnie wciąż przy nim.
Czy jest możliwe żeby to wróciło? Tyle mam pytań a on niczego nie chce zrozumieć.
Dla niego wszystko jest jasne. Nie ma w nim winy, bo jest we mnie. Bo odizolowałam się od niego, bo przestałam rozmawiać z nim i rozmawiam z innymi itd.
Przestałam, bo nie słuchał. Nie interesował się, wszystko miało być po jego myśli tak jak on chce. Nieważne co myślałam i co chciałam, co miałam do powiedzenia. Nagle to stało się nieistotne.
Czułam się jakbym miała być perfekcyjna i go rozczarowałam lub znudziłam.
On twierdzi inaczej, że sobie teorię dopisałam. Nie dociera do niego, że myślę tak przez to jak on się zachowuje.
Względem niego jest taki sam jak był. To ja się czepiam.
Wytrzymałybyście? Presja i nacisk na wszystko. Nagle momentami chamowate zachowanie i określenie ''wąchaj szpadę''? Lub ''ty trepie''?? I nerwy z nikąd. Jeszcze żeby to było coś ważnego. To są błachostki. Bo mam coś zjeść, mam mu podać coś i to nie takie, bo on chce inne, zrobić coś nie tak jak ja chcę tylko jak jemu pasuje i kiedy jemu pasuje. Nie nosić czegoś, bo lepsze jest coś co on ma dla mnie.
I to słuchanie ''wy kobiety'' i porównywanie akurat do kobiet innej kategorii niż się czuję. A nie czuję się kobieca, nie ubieram się z klasą tylko schludnie i luźnie. Nie noszę ekstrawaganckich biżuterii ani nie lubię drogich kosmetyków, nie noszę butów na obcasie ani miniówek. I nie czuję się przez to gorsza!
Względem niego chyba taka być powinnam albo nie zauważa tego, że nie jestem? Że nie interesuję się modą, kosmetykami ani tym z czego jest zrobiony szlafrok. I to ciągłę porównanie mnie do żony jego przyjaciela. Bo ona to ona tamto podobnie jak ja. Wiecznie padało jej imię. Już nie pada, bo kiedyś wybuchłam o to. Wyprowadziło mnie to z równowagi. Przesada...
To co było do tej pory ''magiczne'' nagle stało się nijakie i ciężkie.
Zanim to wszystko pojawiło się było cudownie. Naprawdę bardzo cudownie...


W tym burzliwym okresie zbliżyłam się do kogoś.
Spędzamy ze sobą całe dnie w pracy, czasami i wieczory.
Czasami spotykamy się za dnia gdy nie pracujemy. Czasami wychodzimy po pracy...
Dodam, że gdy nie widzimy się to piszemy do siebie.
Non stop... Przecież to okrutne szaleństwo.
Ten ktoś daje mi to czego brakowało i brakuje w naszym związku.
Zdaję sobie sprawę, że ciągnie do tego czego nagle tracimy.
Nie myślałam nigdy by wdawać się w romanse. Szanowałam uczucia drugiej osoby a teraz?!
Sama nie wiem jak to możliwe, że tak daleko błądzę...

Ten ktoś przede wszystkim sprawiał, że zaczęłam uśmiechać się.
Potrafił wydobyć na mojej twarzy szczery uśmiech. Naprawdę.
Dawno nie czułam się tak swobodnie przy kimś, bez presji i po prostu uśmiechając się.
Uśmiechałam się nawet odczytując od niego wiadomości.
I zaufał mi choć ani on ani ja nie wiemy dlaczego.
Z początku myślałam, że sobie faktycznie żartuje i te podrywy są tylko po to żebym lepiej się poczuła.
Myślałam, że jest babiarzem. Facet z klasą, przystojny, lubiący szybkie samochody. Kojarzy mi się tylko z jednym.
Później zaczęłam go poznawać. Okazało się, że jest poza pracą innym człowiekiem. Wyluzowanym, miłym, dobrze wychowanym i mamy te same zainteresowania. Wiele nas łączy czego bym nie przypuszczała.
Jego rodzina wydaje się być z wyższych sfer ale nie są to zepsuci ludzie. Są też innej wiary. Buddyzm. I tak nie pasuję do ich wizerunku.
Poznając go bliżej zauważyłam, że on chciał poznać to jaka jestem.
Mój charakter. Zauważyłam też, że nie jest babiarzem jak go oceniłam.
I jest inny niż jego przyjeciale, którzy myślą o jednym.

Broniłam się przed tym jak mogłam...
Nie poszliśmy do łóżka. Nie pocałowałam go nawet.
Ten romans odczuwam w środku samej siebie.
W myślach, fantazjach i w tęsknocie za nim gdy go nie widzę.
Za to on zaczął przekraczać granice.
Najpierw niewinnie i w żartach.
Jak nastolatkowie.
Witał mnie uściskiem. Z początku serdecznym.
A teraz wita i żegna długim przytuleniem i pocałunkiem... W policzek.
I już nie ląduję w jego ramionach przypadkiem...
Stwarza taką atmosferę, w której...
Chcę go pocałować, chcę żeby raz jeszcze przyparł mnie do siebie, do ściany... Był blisko. Za blisko.

Aż w końcu wyznał co czuje.
Niedawno zauważyłam to uczucie w jego oczach.
Pewnie ocenicie mnie zaraz jak najgorszą ale nie planowałam tego.
Nie sądziłam, że potrafiłabym obdarzyć uczuciem kogoś innego będąc z kimś.
Mimo problemów.
A jednak. Stało się.
Coś poczułam i czuję to nadal.
Nie jest mi z tym dobrze. Jest fatalnie.
Nie umiem poradzić sobie z tym ani odnaleźć sensu.
Ani w jednym ani w drugim przypadku.
Co mam robić kiedy zbyt wiele chcę i nie chcę jednocześnie?
Nie umiem określić swoich uczuć, nagle ich kompletnie nie znam...

Najgorsze jest to, że pewnego razu wypiłam za dużo i wyznałam co czuję temu komuś. Nie wszystko ale powiedziałam za dużo.
Od tamtej pory ten ktoś starał się jeszcze bardziej...
Boże jaka byłam głupia! Gdzie miałam rozum?! Powściągliwość?!
Mogłam zatrzymać to dla siebie, udawać, że nic nie czuję, że go tylko lubię i odbieram to wszystko jak nic nie znaczący flirt, jak żart lub coś co nie ma i tak sensu a teraz...? Jak z tego wybrnąć?
Znam jego uczucia a on zna po części moje. Wypaplałam mu wtedy, że jestem singielką ale zapomniałam dodać, że wciąż się waham co do tego i chciałabym ratować coś co nawet nie wiem czy można uratować? Kretynka...

Dla niego też nie jest to łatwe.
Wziął urlop. Przez ten czas miał wszystko przemyśleć, poukładać swoje sprawy. Byłam pewna, że dzięki temu ostudzimy relacje i uda mi się skupić na naprawie ''związku''. Nie jest tak jak myślałam.
Jednego dnia nie pisze prawie nic a pod wieczór kilkanaście wiadomości jak bardzo tęskni, jak bardzo pragnie i jak bardzo chce zobaczyć mój... uśmiech.
Powiedział także, że nie będzie zważał na nikogo i na nic i gdy mnie spotka bezwzględu na to gdzie będziemy to po prostu zrobi to co zawsze chciał. Pocałuje mnie. A potem niech się dzieje co chce?

Pogubiłam się, skomplikowałam sobie życie... Skomplikowałam innym.
Nie zasługują na to żeby ich zranić.
Nie wiem jak to rozwiązać, bo nie wiem co czuję.
Coraz częściej nachodzą mnie myśli, że powinnam wycofać się ze wszystkiego i być po prostu sama.
Jak tchórz, który boi się konsekwencji czy podjęcia konkretnej decyzji.
Nie zraniłabym nikogo, rodzina inaczej by odebrała nasze rozstanie.
Nasi rodzice jeszcze o niczym nie wiedzą.
Winnego nie byłoby i ja czułabym się lżej z tym...
Nigdy wcześniej nie byłam w takiej sytuacji.
Wiedziałam czego chcę i nie skomplikowałabym nikomu i sobie życia.
W ogóle siebie nie poznaję.

Wśród pustki którą widzę w snach,
mój smutek ptakiem staje się...
Zaczyna wokół krążyć tak
Wędruje wśród gałęzi w cierń mieniących się
I szuka wyjścia, lecz światła wszędzie brak...
Avatar użytkownika
Gaja
Jestem tu nowa :)
 
Posty: 1
Dołączył(a): 4 sty 2016, o 10:51

Re: Skomplikowane On ona i on

Postprzez BlackWolf » 4 sty 2016, o 21:45

Moje zdanie jest takie -bądź wolna i rób co chcesz. Wtedy nikt nie obrzuci Cię mięsem. W przeciwnym wypadku w reszcie wpadniesz i wyjdziesz na tym bardzo źle. Ewentualnie obaj odwrócą się od Ciebie a Ty zostaniesz z niskim poczuciem wartości, bo jak inaczej miałabyś się czuć? Igrasz z ogniem, tańczysz między pomiędzy a to nigdy nie kończy się happyendem. Nie ryzykuj dopóki kogoś masz.
Patrz na siebie i na swoje szczęście. Nie na innych. Myślisz, że skoro wyszły jego wady teraz, to jest jakaś zmiana w nim? Stał się gorszy? Może właśnie taki jest? Nigdy nie poznasz drugiego człowieka dopóki z nim nie zamieszkasz.
Dyktator itd. Widocznie taki jest naprawdę a Ty nie miałaś wcześniej okazji, aby się przekonać.

Nie szukam bajek w życiu moim.
Bajki są okrutne...

Obrazek
Avatar użytkownika
BlackWolf
Moderatorka
 
Posty: 2891
Dołączył(a): 13 mar 2015, o 20:52

Re: Skomplikowane On ona i on

Postprzez kakaowa » 20 sty 2016, o 13:44

Złap oddech. To prawda igrasz z ogniem. pewnie nikt nie zrozumie, co naprawdę czujesz, ale przede wszystkim myśl o sobie!!!
Avatar użytkownika
kakaowa
Jestem tu nowa :)
 
Posty: 11
Dołączył(a): 20 sty 2016, o 12:33

Re: Skomplikowane On ona i on

Postprzez kokoszanel » 20 sty 2016, o 19:31

Igrasz z ogniem to na pewno w pewnym sensie, ale z drugiej strony skro sama wspomniałaś że mimo iż żyjecie pod jednym dachem to obok siebie, że między wami nic nie ma, skończyło się. To zastanawia mnie właśnie, po co mieszkacie razem? Bardzo dobrą sprawą jest mieszkanie z kimś pod jednym dachem jeszcze na długo przed ślubem, bo wtedy wychodzą różne kwiatki i bratki które weryfikują wiele życiowych spraw, decyzji, problemów, wzlotów czy upadków i to wtedy można zobaczyć drugie oblicze człowieka który może na pierwszy rzut oka wydawać się inny niż był na samym początku. Tak również to tyczy się tego drugiego który pojawił się w trudnym dla ciebie życiowym zakręcie i pokazał że możesz czuć się atrakcyjna, kochana, wspierana itp. choć miałaś o nim inne zdanie. Może bycie samej to też dobre rozwiązanie... Jedno jest pewne, w tej sytuacji nie będzie dobrego wyjścia, bo ktoś tak czy inaczej będzie cierpiał. Ale może warto pomyśleć o sobie? Po co męczyć się z kimś kto nie ma szacunku do ciebie?

"Może się zdarzyć, że urodziłaś się bez skrzydeł,
ale najważniejsze żebyś nie przeszkadzała im wyrosnąć"

~ Coco Chanel
Avatar użytkownika
kokoszanel
Super Gaduła
 
Posty: 1182
Dołączył(a): 14 sty 2016, o 08:12
Pani Reklama


Zidentyfikowani użytkownicy: Bing [Bot], Google [Bot]

cron