Walczyć, czy się poddać?

Co zrobić w trudnych chwilach? Jak stworzyć udany związek? Co denerwuje nas w mężczyznach? Czy kobiety są z Wenus a faceci z Marsa? Na te i inne pytania możemy porozmawiać właśnie w tym dziale.

Walczyć, czy się poddać?

Postprzez Aasiaa » 23 cze 2014, o 19:01

Witam. Nie wiem już co robić... Dalej walczyć, starać się, tłumaczyć? Czy odpuścić, bo walka z góry skazana jest na porażkę?
Gdy się poznaliśmy, oboje byliśmy już po przejściach. Ja z 3 dzieci, on z 1 przy byłej partnerce. Ze względu na różnicę wieku (jest 4 lata młodszy), długo wahałam się przed związkiem. Bałam się kolejnego rozczarowania, ale wydawał się taki inny. Godzinami potrafiliśmy ze sobą rozmawiać, chodzić na spacery "za łapkę", śmiać się do łez. Nie mieliśmy w życiu łatwo, nasze dzieciństwa były trudne. To też nas łączyło i zbliżyło. Kiedyś powiedział, że zrobi wszystko, bym się w nim zakochała i tak naprawdę nie wiem kiedy, ale tak się stało. Niestety jak to w życiu, po pięknych początkach przyszła rzeczywistość... Na początku lekceważyłam, że coraz częściej oddaje się pasji (wędkarstwo), że coraz rzadziej jest z nami. Sam wiele razy tłumaczył, że po ciężkiej pracy fizycznej, natura jest mu potrzebna do relaksu.
Na świecie pojawiła się nasza córka. Myślałam, że coś się zmieni. Ale było jeszcze gorzej. Nawet jeśli jest w domu po pracy, to z reguły zasiada z piwem przed komputerem i ogląda sprzęt wędkarski. Albo włącza film o tej tematyce i zalega na kanapie z piwem. To do mnie należy zajmowanie się sprawami domowymi, dziećmi (nawet jego córką z poprzedniego związku, gdy jest u nas na weekend). To ja martwię się o opłaty, o życie, lekarzy, urzędy. Wielokrotnie z nim rozmawiałam, tzn. próbowałam rozmawiać. Jak do ściany. Nie rozumie jak mogę być zmęczona, skoro siedzę z tyłkiem w domu (on to określa dobitniej), nie pojmuje dlaczego mam pretensje o to, że po pracy szybko coś zjada i leci nad wodę. Pije już prawie codziennie. Kilka razy zdarzyło się, że podniósł na mnie rękę, że posądzał mnie o romanse za jego plecami. Awanturował się nawet przy dzieciach. Miałam dość. Dwukrotnie doszło do interwencji policji. Wyrzuciłam go z domu... A po jakimś czasie znowu zaczynałam się z nim widywać. Bo przyszedł do córki, bo zadzwonił, bo obiecał leczenie... Eh... Idiotyzm... Wiem... Ale nie umiem przestać. Chodzę do psychologa. Wiem, że to chory związek. Ostatnio mieszkał na stancji, ale nie zapłacił i musiał się wynieść. No i oczywiście go przyjęłam... Chyba zwariowałam! Mój facet nigdy nie dorośnie jak będę go ciągnąć za rączkę całe życie, nigdy nie stanie się odpowiedzialny, gdy będę go stale ratować z opresji. Wiem to. Tyle, że ja naprawdę wierzę, gdy mówi, że mnie kocha. Wiem, że on tak czuje. Jest jak dziecko. I obawiam się, że nigdy nie dorośnie...
I coraz częściej czuję, że ta cała walka mnie wykańcza. Że nie mam sił na nic. Nie fizycznie, ale wewnętrznie, emocjonalnie. Kocham go do szaleństwa. I tak coś czuję, że w końcu ta cała miłość wpędzi mnie w szaleństwo...
Aasiaa
Jestem tu nowa :)
 
Posty: 2
Dołączył(a): 23 cze 2014, o 18:22

Re: Walczyć, czy się poddać?

Postprzez Astra » 23 cze 2014, o 19:33

Jedenym slowem przechodzisz niewqyobrazalna gehenne.
Mysle, ze Twoja spolegliwosc wobec Twojego faceta przechodzi w istne szalenstwo.
Nie bede mila i powiem , ze moim zdaniem oboje nie dorosliscie do tego zwiazku, a codzienne zycie i obowiazki
zaczely was w pewnym momencie przerastac .
Kazde z was uucieka od odpowiedzialnosci , ty bo nie masz juz sily nan nic i pozwalasz sie traktowac nieludzko w imie czego
sie pytam w imie falszywie pojetej milosci?
Przeciez ten typ cie wykancza i zadrecza niszczac wlasnie Twoje uczucia i uczucia dzieci.
A Ty mowisz , ze kochasz do szalenstwa.
To jakis absurd i niezrozumiale dla mnie koszmarne i upiorne zachowanie.
Widocznie za malo dostalas przykrosci i razow od niego.
Przejrzyj na oczy i szybko odejdz od niego , bo to co w tej chwili sie dzieje miedzy wami moze przerodzic sie w tragedie.
Zycie w tak skomplikowanej i trujacej atmosferze niepewnosci i wrogosci powoduje ogromne szkody w psychice dzieci i Twojej.
A psychika to bardzo delikatna materia i nie zawsze wytrzymuje taki nawal agresji i emocji.
Wez to po dozwage i to szybko. :pisze:
Avatar użytkownika
Astra
Super Gaduła
 
Posty: 1827
Dołączył(a): 22 mar 2014, o 01:28

Re: Walczyć, czy się poddać?

Postprzez Aasiaa » 24 cze 2014, o 07:50

Najgorsze jest to, że kiedy go nie ma obok to ja to wszystko widzę wyraźnie i jasno. Sama sobie zdaję sprawę, że TO, to nie miłość, tylko jakiś dziwny układ SM. Potrafię się zdystansować. Ale gdy się zaczyna starać, bo wyczuwa kłopoty, to wtedy staje się naprawdę fajnym chłopakiem, takim, w którym się zakochałam. I wtedy mięknę...
Czy na serio nie można zrobić nic? Czy on się już nigdy nie zmieni?
Aasiaa
Jestem tu nowa :)
 
Posty: 2
Dołączył(a): 23 cze 2014, o 18:22

Re: Walczyć, czy się poddać?

Postprzez Snajper » 24 cze 2014, o 08:08

On się stara, bo gra - wie, że to na ciebie działa. Wybacz jeśli cię urażę, ale on jest pasożytem w tym związku. Moim zdaniem nie da się nic zrobić. Z tego co piszesz istnieje prawidłowość - im więcej się starasz, tym on bardziej staje się dla ciebie odstręczający. Jeśli nastąpi coś gwałtownego, wtedy stara się odtworzyć wygodny układ i jest miły. Czy sądzisz, że tak wygląda normalność w związku ?

Poza tym, ja nie bardzo rozumiem, jak można podnieść rękę na tę druga osobę - kłótnia - Ok. milczący tydzień - zdarza się - ale kiedy jest już przemoc fizyczna, to moim zdaniem ostatni sygnał ostrzegawczy, że zaczyna się robić niebezpiecznie.
Snajper
Samiec
 
Posty: 789
Dołączył(a): 4 mar 2014, o 08:53
Lokalizacja: z miasta Świętej Wieży

Re: Walczyć, czy się poddać?

Postprzez babeczka » 24 cze 2014, o 13:52

Aasiaa napisał(a):Witam. Nie wiem już co robić... Dalej walczyć, starać się, tłumaczyć? Czy odpuścić, bo walka z góry skazana jest na porażkę?
Gdy się poznaliśmy, oboje byliśmy już po przejściach. Ja z 3 dzieci, on z 1 przy byłej partnerce. Ze względu na różnicę wieku (jest 4 lata młodszy), długo wahałam się przed związkiem. Bałam się kolejnego rozczarowania, ale wydawał się taki inny. Godzinami potrafiliśmy ze sobą rozmawiać, chodzić na spacery "za łapkę", śmiać się do łez. Nie mieliśmy w życiu łatwo, nasze dzieciństwa były trudne. To też nas łączyło i zbliżyło. Kiedyś powiedział, że zrobi wszystko, bym się w nim zakochała i tak naprawdę nie wiem kiedy, ale tak się stało. Niestety jak to w życiu, po pięknych początkach przyszła rzeczywistość... Na początku lekceważyłam, że coraz częściej oddaje się pasji (wędkarstwo), że coraz rzadziej jest z nami. Sam wiele razy tłumaczył, że po ciężkiej pracy fizycznej, natura jest mu potrzebna do relaksu.
Na świecie pojawiła się nasza córka. Myślałam, że coś się zmieni. Ale było jeszcze gorzej. Nawet jeśli jest w domu po pracy, to z reguły zasiada z piwem przed komputerem i ogląda sprzęt wędkarski. Albo włącza film o tej tematyce i zalega na kanapie z piwem. To do mnie należy zajmowanie się sprawami domowymi, dziećmi (nawet jego córką z poprzedniego związku, gdy jest u nas na weekend). To ja martwię się o opłaty, o życie, lekarzy, urzędy. Wielokrotnie z nim rozmawiałam, tzn. próbowałam rozmawiać. Jak do ściany. Nie rozumie jak mogę być zmęczona, skoro siedzę z tyłkiem w domu (on to określa dobitniej), nie pojmuje dlaczego mam pretensje o to, że po pracy szybko coś zjada i leci nad wodę. Pije już prawie codziennie. Kilka razy zdarzyło się, że podniósł na mnie rękę, że posądzał mnie o romanse za jego plecami. Awanturował się nawet przy dzieciach. Miałam dość. Dwukrotnie doszło do interwencji policji. Wyrzuciłam go z domu... A po jakimś czasie znowu zaczynałam się z nim widywać. Bo przyszedł do córki, bo zadzwonił, bo obiecał leczenie... Eh... Idiotyzm... Wiem... Ale nie umiem przestać. Chodzę do psychologa. Wiem, że to chory związek. Ostatnio mieszkał na stancji, ale nie zapłacił i musiał się wynieść. No i oczywiście go przyjęłam... Chyba zwariowałam! Mój facet nigdy nie dorośnie jak będę go ciągnąć za rączkę całe życie, nigdy nie stanie się odpowiedzialny, gdy będę go stale ratować z opresji. Wiem to. Tyle, że ja naprawdę wierzę, gdy mówi, że mnie kocha. Wiem, że on tak czuje. Jest jak dziecko. I obawiam się, że nigdy nie dorośnie...
I coraz częściej czuję, że ta cała walka mnie wykańcza. Że nie mam sił na nic. Nie fizycznie, ale wewnętrznie, emocjonalnie. Kocham go do szaleństwa. I tak coś czuję, że w końcu ta cała miłość wpędzi mnie w szaleństwo...


Racja i to święta, Twój facet nie dorośnie nigdy, bo Ty mu na to nie pozwalasz. Raz, że od samego początku nie postanowiłaś jak ma to Wasze życie wyglądać, a dwa, że pozwalałaś na jedno piwko,drugie itd.Przecież skoro jesteście razem musi brać czynny udział w życiu rodziny, a nie jak mu się coś nie spodoba podnosi rękę na swoją "wybrankę" a każde jego niepowodzenie nie uczy go niczego dobrego, bo zawsze wyciągasz rękę - dlaczego ? , po co? po to żeby ta ręka okładała Cię po twarzy? On nie dorósł do życia w rodzinie, jeszcze Ciebie obarcza swoją córką i nie mam na myśli Waszej wspólnej. Kobieto otrząśnij się, wywal go z domu raz na zawsze,niech Ci płaci alimenty na Wasze dziecko, ale przynajmniej będziesz miała spokojne dni.On się nigdy nie zmieni , nie licz na to i nie dawaj się więcej omamiać. Chyba, że lubisz żyć w takim stresie, a pomyślałaś, że dzieci na to wszystko patrzą? i jaki dajesz im przykład.?
Avatar użytkownika
babeczka
Extra Kobietka
 
Posty: 362
Dołączył(a): 5 lut 2012, o 12:47

Re: Walczyć, czy się poddać?

Postprzez nati18 » 24 cze 2014, o 22:52

Kolejna kobieta która cierpi przez faceta . . . Czy my kobiety musimy tak cierpiec ? :-(

Kochać to nie trzymać za rękę, lecz puścić ją by druga osoba nauczyła się chodzić w miłości.
Avatar użytkownika
nati18
Fajna Kobietka
 
Posty: 159
Dołączył(a): 23 maja 2013, o 19:29

Re: Walczyć, czy się poddać?

Postprzez Adix257 » 25 cze 2014, o 00:55

Witaj koleżanko.

Ja osobiście też lubię sobie posiedzieć nad wodą, moczyć kije i się relaksować. Jeździ ze mną czasami mój kolega który też jest zapalonym wędkarzem. Ma żonę i śliczną córeczkę i naprawdę im współczuję, bo tata całymi dniami siedzi na rybach. Jest nawet wstanie skłamać żonie że idzie do pracy a on zemną jechał na noc na ryby. Mówiłem mu że źle robi zostawiając żonę w domu z dzieciakiem, ale również jak groch o ścianę :/

Spróbuj schować mu kartę wędkarską. Na jakiś czas to wystarczy, póki nie wyrobi nowej(2-3 tygodnie czeka się na nową) Albo poodklejaj mu naklejki z legitymacji, jeśli złapie go kontrola będzie miał nieprzyjemności i może zawieszą go na cały następny rok?
Jest jeszcze jeden sposób, moim zdaniem najlepszy ;) Zacznij jeździć z nim na te ryby. Mój tata też co jakiś czas jeździ na ryby. Mama się wkurzła (bo też zostawała sama w domu), kupiła sobie wędki i teraz jeżdżą razem :D Polecam ten sposób jak najbardziej, bo sprawdzony :) Tylko nie wiem w jakim wieku jest wasze dziecko. jeśli małe to będzie problem, a jeśli starsze to nie widzę problemu.

Serdecznie pozdrawiam i liczę na pozytywne rozwiązanie Twojego problemu ;)

Adrian
:P
Avatar użytkownika
Adix257
Samiec
 
Posty: 1665
Dołączył(a): 22 gru 2012, o 23:42

Re: Walczyć, czy się poddać?

Postprzez Jamelia » 25 cze 2014, o 08:41

Poprzednicy wszystko napisali co i ja miałam zamiar napisać, poza tym widze ze Tobie niczego uświadamiać nie trzeba bo sama doskonale zdajesz sobie sprawe z sytuacji w jakiej się znajdujesz. Tylko to zaćmienie jakie cie ogarnia w chwili gdy on staje sie miły jest niepokojące, wiesz wszystko ok, kazdy ma jakies odhylenia od normy. Potrafi byc nieznosny dla drugiej osoby, zaniedbac obowiązki ... ale od czasu do czasu! I wtedy jest wszystko okey, wiadomo że wszyscy mamy gorsze dni, czasem sobie cos odpuszczamy, gotowanie obiadów np, albo sprzatanie przez jakis tydzień. Ja nie widzę w tym nic zlego, każdy organizm potrzebuje "wakacji", zwyczajnie odpocząć od codziennych obowiązkow. Niestety , jesli zdarza się tak przez cały czas, że obowiązki wypelnia się rzadziej niż odpoczywa to cos tu jest bardzo nie tak.. Facet nie ma do ciebie żadnego sentymentu, nie ceni Cie za Twoje poświęcenie, że zajmujesz się waszym dzieckiem, jego dzieckiem i Twoimi dziecmi. On ma gdfzies że wyciągasz rękę do niego w chwili kiedy ma kłopoty, szczerze ci powiem że wcale bym się nie zdziwiła jak Ci jeszcze kiedys to wszystko wygarnie, wyzwie od frajerek itd. Taki typ nie docenia tylko wykorzystuje na maxa, ile sie da tyle bierze. A Ty siebie absolutnie nie bronisz, pozwalasz by jechał po Tobie, kozytał ze wszystkiego, nie zajmował sie niczym a jeszcze ci przyłozył jak ma na to ochotę... Dlaczego tak robisz? Jestes gorsza od niego? o takich ekscesach skaczesz koło niego i oczekujesz że się zmieni? A po co ma się zmieniać skoro jemu z tym dobrze i Tobie wyglada na to ze teżz, bo zamiast od tego uciekać ,tkwisz w tym i pogrążasz się coraz bardziej. Sory, możesz się obrazic ale golym okiem widac że facet ma wszystko i wszystkich gdzieś, a Ty na siłę próbujesz sama siebie przekonac że tak nie jest.
Trzymam kciuki za Ciebie i zyczę powodzenia.
Weź się w garść dziewczyno, on jest dorosły nie potrzebuje niańki!

Zawsze trzeba podejmować ryzyko.Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie...
Avatar użytkownika
Jamelia
Moderatorka
 
Posty: 3270
Dołączył(a): 6 sty 2013, o 14:47

Re: Walczyć, czy się poddać?

Postprzez AiShA » 25 cze 2014, o 23:54

Jeżeli robi to co robi raz , drugi, trzeci to mówi samo przez siebie.
Zawsze tak będzie że to Ty będziesz musiała wszystko robić...
Jeżeli go kochasz postaw mu ultimatu przed kolejną próbą, zaznacz dużymi literami że jest to ostatnia szansa dla niego że jeżeli chce żeby wasz związek był normalny to niech w końcu dorośnie, sama praca nie robi z niego mężczyzny ale utrzymanie domu i wychowanie dzieci to jest dopiero sztuka.
Jeżeli nie wyznaczysz mu jasnych granic i zobowiązań jakich od niego oczekujesz nie spodziewaj się zmian na lepsze. Jeśli nie zgodzi się na Twoje warunki bądź twarda i dla świętego spokoju każ mu odejść.

[i]Na ciele rozmaże z mych łez tatuaże, dwa metry ma strach nie wolno się bać.
A szyfry pułapki w słowach zostawię, pokonać chcesz nas nie zostanę.
Nie chce ciebie na zawsze, nie schowasz nas na dnie Tak mało mnie we mnie jest.
I nie zobaczysz że patrzę na Ciebie inaczej, nie chciałeś mnie takiej mieć.
Jutro znowu gonić, biec, latać ponad, ile sił mam krzyczę to Ja.
Kiedy miga świat w twoich oczach, naucz mnie od nowa.
Nie chciałeś mnie takiej więc naucz mnie sobą być...
[/i]
Avatar użytkownika
AiShA
Extra Kobietka
 
Posty: 434
Dołączył(a): 17 cze 2014, o 21:09
Lokalizacja: Małopolska

Re: Walczyć, czy się poddać?

Postprzez Astra » 28 cze 2014, o 23:10

A moze jednak odpowiada Ci rola dozgonnej meczennicy?
Wiedz , ze zawsze sa w zyciu jakies granice , w tym wytrzymalosciowe.
Jesli one zostaja przekroczone to wszystko ulega zazwyczaj zawaleniu i to tyczy sie rowniez Twojej fatalnej sytuacji.
Rezygnacja zawsze oznacza poddanstwo , czy tego chcesz , wykazujac naganna wrecz spolegliwosc dla swojego
mezczyzny?
Musisz niestety sama sobie na to odpowiedziec , czego Ty tak naprawde chcesz, bo poki co wiesz , ze zle sie dzieje w
Twoim zwiazku a mimo wszystko usilujesz zamiesc wszystko pod przyslowiowy dywan tlumaczac dodatkowo paskudne
zachowanie Twojego partnera. :angrywife
Avatar użytkownika
Astra
Super Gaduła
 
Posty: 1827
Dołączył(a): 22 mar 2014, o 01:28

Re: Walczyć, czy się poddać?

Postprzez bere » 29 cze 2014, o 11:05

Ten facet to już chyba nie był dorosły do pierwszego związku.Będziesz miała na głowie swoje dzieci,wspólne dziecko i dziecko w osobie dorosłego faceta.Obojętnie co kto Ci tu napisze decyzja należy do Ciebie.Powodzenia.
bere
Jestem tu nowa :)
 
Posty: 19
Dołączył(a): 7 sty 2014, o 20:21

Re: Walczyć, czy się poddać?

Postprzez babeczka » 13 lis 2014, o 23:06

Jesteś na tyle dorosła, że wiesz co robisz, on Ci będzie mówił całe rano że Cię kocha, a wieczorem przyjdzie schlany i zacznie Cię okładać pięściami. Takiego życia chcesz? czy to Ci pasuje? otrząśnij się kobieto, przegoń gamonia i zacznij wreszcie żyć normalnie w ciszy i spokoju,a jak będzie Ci się "nudziło" weź się za sprzątanie.Zresztą kto ma dzieci, ten zawsze ma co robić.
Avatar użytkownika
babeczka
Extra Kobietka
 
Posty: 362
Dołączył(a): 5 lut 2012, o 12:47
Pani Reklama


Zidentyfikowani użytkownicy: Bing [Bot]