Piszę, bo może któraś mi pomoże.
Zacznę od tego,ze jestem po ciężkim, toksycznym i przemocowym związku. Niestety borykam się z borline, dlatego nie jestem pewna czy mogę do końca ufać własnym emocjom. Dla wielu mój wpis może wydawać sie śmieszny i dziecinny,ale dla osób z taką przypadłością jak moja tego typu problemy utrudniają bardzo codzienne funkcjonowanie. No to do rzeczy.
3 lata temu rozwiodłam się. Były mąż gnębił mnie psychicznie, nieczęsto używał przemocy fizycznej, choć i to się zdarzało. Powtarzał mi jaka jestem głupia,brzydka, ze nikt mnie inny nie zechce a już napewno nigdy nie pokocha. Do dziś jak się upije to pisze mi takie rzeczy w smsach. Tkwiłam w tym ze wzgledu na dziecko, ale gdy podniósł rękę na córkę zdecydowałam sie odejść. 1,5 roku temu poznałam pewnego mężczyznę. Od roku jesteśmy razem. Zaakceptował i polubił moją córkę, a ona jego. Aktualnie przez charakter jego pracy widujemy się zaledwie co drugi weekend, ale jest to sytuacja przejściowa bo za niecały miesięcy będzie już na miejscu cały czas. Poza spotkaniami to on dba o kontakt telefoniczny. Codziennie pisze, dopytuje sie o mnie i moją córkę. Jak przyjedzie to w pełni koncentruje się na mnie i pokazuje, ze naprawdę tęsknił. Dba o mnie, wspiera i stara się być kiedy go potrzebuje, jeśli nie ma go na miejscu to przynajmniej telefonicznie stara się zadbać i wesprzeć. Wydawałoby się super, więc o co chodzi? Męczy mnie,że nie znam nikogo z jego otoczenia i nigdzie nie wychodzimy. Rozmawiałam z nim o tym. Powiedział,że nie ma za bardzo znajomych i to może być prawda. Nie wychodzi z nikim,a czas wolny spędza ze mną. Zapytałam dlaczego nie zabrał mnie nigdy do siebie i nie przedstawił rodzinie, ale powiedział,ze woli ten czas, którego mamy dla siebie bardzo mało spędzić ze mną, a nie siedzieć z rodziną bez prywatności tylko dla nas. Nie wiem co o tym myśleć. Może to tylko wymowki? A może faktycznie prawda? Mam straszny metlik w głowie. Rozmawiałam o tym z przyjaciółką, która nie widzi w tym nic niepokojącego. A co Wy myślicie? Przesadzam?